Było
jeszcze ciemno, gdy obudziło mnie tajemnicze stukanie w łazience. Wstałem, starając się nie obudzić mojego ukochanego i po cichu
udałem się w kierunku źródła hałasów. Po drodze zajrzałem do
pokoju i stwierdziłem, że elektrownia uporała się w nocy z awarią
prądu, gdyż ekran komputera rozświetlał pokój delikatną
poświatą.
Zauważyłem,
że kuzyn leży sam na łóżku a jego chłopak zniknął. Domyśliłem
się, że źródłem hałasów dochodzących z łazienki jest właśnie
Sven. Drzwi były uchylone, więc zajrzałem do środka przez szparę.
Ujrzałem
Svena siedzącego na desce klozetowej, całkiem nago, z jakimś
niewielkim pudełeczkiem, trzymanym w garści. Zauważyłem jak drżą
jego ręce, jak ostrożnie otwiera pudełeczko i wyciąga z niego
listek tabletek, odpakowuje jedną i zbliża drżącą rękę do ust.
Wpadłem
do łazienki i złapałem go za przedramię.
-Co
ty wyprawiasz, Sven?!
Spojrzał
na mnie rozbieganym wzrokiem, wyglądał na przerażonego. Jego głowa
trzęsła się, uchylone wargi drżały.
-Boli...-
wykrztusił cicho. -Muszę to wziąć!
-Co
to jest?- zapytałem, wskazując na tabletki. Sven przełknął
ślinę.
-Lek
przeciwbólowy...- powiedział cichym głosem. Klęknąłem przed nim
i spojrzałem mu w oczy.
-Co
się dzieje, Sven? Co ci dolega?
Zacisnął
drżące, smukłe palce na pigułkach i spojrzał na mnie smutno.
-Mam
guza w mózgu...- powiedział szeptem. -To dlatego czasami tak
dziwnie się zachowuję, jak wczoraj, w czasie burzy. Mam potworne
bóle głowy, więc muszę przyjmować te leki. One znowu niszczą mi
żołądek i wątrobę, przez to jestem na granicy załamania...
Spuścił
głowę a po jego policzku spłynęła łza i skapnęła na nerwowo
zaciśnięte palce.
Byłem
totalnie zaskoczony, spodziewałem się wszystkiego, nawet
narkomanii, ale nie czegoś takiego. Odruchowo przyciągnąłem jego
głowę i oparłem czołem na moim ramieniu, głaszcząc po włosach.
Czułem jak jego wiotkim ciałem wstrząsa szloch.
-Daniel
wie?- zapytałem. Poczułem jak przecząco kręci głową. Podniosłem
jego twarz i spojrzałem w zapłakane oczy.
-Powinien
wiedzieć. Powiedz mu.
-Powiem-
pokiwał głową i spuścił wzrok. -Boże, jestem nagi, dasz mi coś
do okrycia?
-Jasne-
zdjąłem szlafrok z haczyka i okryłem go. -Chodź do kuchni, dam ci
coś do przepicia leku.
Owinął
się szlafrokiem i posłusznie poszedł za mną do kuchni, gdzie
otworzyłem lodówkę i wyjąłem karton zimnego mleka. Nalałem mu
pełną szklankę i podałem. Kiwnął głową w podziękowaniu i
wrzucił pigułki do ust, przepijając je mlekiem. Westchnął głośno
i postawił szklankę na stole, patrząc na mnie.
-Dziękuję-
powiedział. -Dziękuję za wszystko.
-Za
co?- zdziwiłem się. -Przecież nic takiego nie zrobiłem.
-Za
to, że się nie wkurzasz o moje zachowanie. Tak jak Daniel. Wiem, że
bywam uciążliwy przez te leki, że on się na mnie denerwuje...
-Myślę,
że wszystko się między wami ułoży, kiedy powiesz mu o
wszystkim.- powiedziałem, uśmiechając się uspokajająco.
Spojrzałem na zegar, wiszący nad kuchenką, była godzina 6:21.
-Chyba
już nie pójdziemy spać- powiedziałem, wstając i podchodząc do
szafki. -Napijemy się kawy?
-Z
przyjemnością- uśmiechnął się blado, owijając się szczelnie
szlafrokiem. Postawiłem wodę na gazie, wsypałem kawę do kubków i
usiadłem znowu przy stole.
-Sven-
zacząłem nieśmiało. -Czy to jest uleczalne?
-Tak-
odpowiedział, popijając mleko. -Tata zbiera pieniądze na operację,
nie jest tania i nie gwarantuje, że będę normalny po usunięciu
guza, ale daje szansę na przeżycie.
-Rozumiem-
pokiwałem głową. -Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze,
Sven. Chciałbym, żebyście byli z Danielem szczęśliwi, razem.
Spuścił
wzrok, czerwieniąc się.
-Jesteś
taki dobry...- szepnął. -Nie spotkałem w całym swoim życiu
takiego człowieka, jak ty.
Po
jego twarzy znowu spłynęła łza. Wstałem i podszedłem do niego,
podniosłem go i przytuliłem.
-Nie
płacz- uspokoiłem go znowu. Zagwizdał czajnik, ale nie odrywałem
się od purpurowowłosego, ignorując gotującą się wodę.
Kątem
oka zobaczyłem postać, stojącą w przedpokoju, miała jasną skórę
i czarne włosy. Byłą wysoka, mojego wzrostu. Patrzyła na nas w
milczeniu, po czym weszła do pokoju, w którym zostawiłem Pawła.
-O
cholera...- szepnąłem i oderwałem się od Svena. -Wybacz, ale
Paweł nas zobaczył. Pewnie pomyśli, że z tobą flirtuję.
Wyłączyłem
czajnik i zostawiłem stojącego jak kołek Svena w kuchni. Wszedłem
do pokoju, zobaczyłem ubierającego się Pawła i podszedłem do
niego. Odsunął się, kiedy chciałem złapać go za ramię i stanął
wyprostowany, patrząc wściekłym wzrokiem prosto w moją twarz.
-Masz
mi coś do powiedzenia?- wycedził i zapiął pasek spodni, które
już zdążył założyć.
-Kocie,
ja...-zacząłem, ale przerwał mi.
-Nie
mów tak do mnie!- podniósł głos i cofnął się, kiedy
wyciągnąłem rękę, by złapać go za ramię. -Idź do swojego
nowego kociaka, czeka w kuchni! Ciekawe, co na to powie Daniel.
-Paweł,
źle to zrozumiałeś, my nic nie...-
-Gadaj
zdrów!- znowu mi przerwał i szybko założył koszulkę. -Wracam do
domu, choćby pieszo.
-Błagam
cię, daj mi wyjaśnić- klęknąłem przed nim, ale zlekceważył
mnie i wyminął. Odwrócił się, chwytając za klamkę.
-Życzę
powodzenia z kociakami, pewnie masz ich wielu, Lordzie Jurny Wół!
Zaniemówiłem,
słysząc jego słowa, ale ruszyłem za nim do przedpokoju. Nerwowo
szarpał się z zamkami, ale w końcu otworzył drzwi. Przed wyjściem
spojrzał do kuchni, gdzie wciąż stał jak słup zaskoczony całą
sytuacją Sven.
Czarnowłosy
podniósł rękę w jego kierunku.
-Bawcie
się razem dobrze, KOCIACZKI!- zaakcentował ostatnie słowo i
wyszedł, trzaskając drzwiami, aż wiszący obok nich, stalowy
wieszak na ubrania zabrzęczał cicho.
Oparłem
głowę o drzwi i zagryzłem wargi. Jak można nie dać sobie
wyjaśnić, że nic się nie wydarzyło? Czemu był taki uparty, nie
pozwolił sobie nić powiedzieć? Gdyby tylko zechciał mnie
wysłuchać...
Oderwałem
głowę od drzwi i zamknąłem zamek. Westchnąłem cicho i wróciłem
do purpurowowłosego, który, osłupiały, wciąż stał tak jak go
zostawiłem.
Nie
chciałem nic mówić, wskazałem mu krzesło i podszedłem do
kuchni. Woda była gorąca, więc zalałem kawę i postawiłem
parujące kubki na stole. Bez słowa podałem mu cukier i karton
mleka. Sven w milczeniu posłodził kawę i dolał do niej mleka. W
końcu nie wytrzymał.
-Przepraszam,
to moja wina...
-Przestań,
to nie twoja wina, ani nie moja.- powiedziałem. -To Paweł nie
chciał słuchać wyjaśnień.
-Może...-
zastanowił się. -... może da się to jakoś odkręcić.
-Będę
próbował- powiedziałem, popijając kawę.
Do
kuchni wszedł Daniel, a zaraz za nim dwóch Dawidów, owiniętych w
koce i zaspanych.
-Emm...-
zająknął się kuzyn. -Czy coś tu się wydarzyło?
-Generalnie,
przed chwilą zostałem singlem- odparłem i pociągnąłem łyk z
kubka. Wskazałem na czajnik. -Jak chcecie kawy, to sobie zaparzcie.
Ja muszę ochłonąć.
Daniel
skinął głową i podpalił gaz pod czajnikiem. Rozsypał kawę do
kubków i odwrócił się do nas.
-Powie
mi ktoś, co się stało?- zapytał, patrząc na mnie i na Svena. Nie
bardzo wiedziałem, od czego zacząć, żeby nie zabrzmiało to
nieodpowiednio. W końcu westchnąłem.
-Sven
płakał, pocieszyłem go, zobaczył to Paweł i pomyślał, że
flirtuję z twoim chłopakiem- wyrzuciłem jednym tchem. -Mogło to
dziwnie wyglądać, ja w samych bokserkach, Sven w szlafroku, ale
tylko go pocieszałem.
-Głupio
wyszło- Daniel podrapał się po szyi. -Ale może coś będę mógł
pomóc wyjaśnić. O ile poznam szczegóły sprawy, na przykład,
czemu mój chłopak płakał.
Spojrzałem
na Svena, który wbił wzrok w stół i przejeżdżał palcem po
krawędzi kubka, bawiąc się kropelką kawy.
-Chyba
nie masz wyjścia, Sven- powiedziałem do niego. -Musisz powiedzieć
Danielowi prawdę.
-Jaką,
kurwa prawdę?!- kuzyn wyglądał na zdenerwowanego. -Co jest grane,
do chuja?
Zagotowała
się woda, więc poprosiłem Daniela o zrobienie kawy i wtedy całą
piątką przenieśliśmy się do pokoju.
-Siadajcie
i gadajcie, ja zabiorę młodzież do drugiego pokoju i poczekamy-
zaproponowałem, zgarnąłem ze stołu swój telefon i założyłem
koszulkę. Daniel i Sven pokiwali głowami, przystając na moją
propozycję, więc kiwnąłem na Dawidów, którzy niechętnie
opuścili ze mną pomieszczenie, ściskając w dłoniach parujące
kubki kawy.
Od
godziny próbowałem dodzwonić się do Pawła, ale ignorował moje
próby, odrzucając moje połączenia na pocztę głosową. Młodzież
patrzyła na mnie jak na desperata, którym w gruncie rzeczy byłem.
Kochałem Pawła, kochałem najmocniej na świecie i bardzo chciałem
go odzyskać. Jednak nie chciał mnie wysłuchać, co bolało
bardziej niż jego słowa, które usłyszałem zanim opuścił mój
dom.
Zrezygnowany,
rzuciłem telefon na łóżko i opadłem na oparcie. Brat ze swoim
imiennikiem popatrzeli na mnie smutno. Zdążyli się już ubrać,
ich przemoczone ubrania wyschły przez noc.
Podniosłem
ramiona do góry i ukryłem twarz w dłoniach, powstrzymując się od
łez. Nie wiedziałem już, co mam zrobić, żeby go odzyskać.
Postanowiłem, że poproszę Daniela o podwiezienie do niego i
wyjaśnię całą sytuację razem ze Svenem. To byłoby najlepsze
wyjście, choć nie miałem pewności, że będzie chciał ze mną
gadać. Jak również, że Kuzyn i jego chłopak się zgodzą na taką
pomoc.
Poczułem
wibracje telefonu, podniosłem go i zobaczyłem wiadomość od Pawła.
Moja twarz rozjaśniła się, ale w miarę czytania uśmiech powoli
znikał a w oczach pojawiły się łzy. To był długi, zjadliwy i
napisany w złości esemes, który praktycznie pozbawił mnie nadziei
i chęci do życia.
Rzuciłem
telefon na stolik i całkiem zrezygnowany, ukryłem twarz w dłoniach.
Czułem się bezsilny i zrezygnowany, jakby ktoś podciął mi nogi
przed nadjeżdżającą ciężarówką, kiedy już nie ma możliwości
ucieczki a zderzenie jest nieuniknione.
Resztką
sił tłumiłem płacz i ból, nie chciałem, by młody i jego
przyjaciel widzieli mnie płaczącego. Ale uczucie żalu i ogromnej
straty wzięło górę, w końcu łzy popłynęły po mojej twarzy.
Poczułem dłoń na ramieniu i spojrzałem w tę stronę. To
braciszek, zaniepokojony moim zachowaniem, położył dłoń na moim
barku.
-Karol...-
powiedział cicho. -Nie martw się, jeszcze się pogodzicie.
Westchnąłem, sięgnąłem po telefon i podałem go bratu.
-Masz,
przeczytaj- szepnąłem cicho. -Nie jestem pewien, czy da się to
jeszcze uratować.
Dawid
wziął ode mnie telefon i przeczytał wiadomość, kręcąc głową
z niedowierzaniem.
-Nie
wierzę...- szepnął. -Nie wierzę, że on może być takim dupkiem.
Jak mógł uwierzyć, że flirtujesz z Svenem?
-Nie
wiem- wzruszyłem ramionami. -Widział mnie, jak do objąłem, ale
tylko go pocieszałem, bo płakał.
- A
właściwie to dlaczego płakał?- zainteresował się młodszy
Dawid. Musiałem im powiedzieć, choć wolałem, aby zrobił to sam
Sven.
-On...
jest poważnie chory- powiedziałem niepewnie. -Bierze silne leki
przeciwbólowe, które tłumią ból, ale wyniszczają jego organizm.
-To
dlatego tak dziwnie się zachowywał w czasie burzy?
-Tak-
odparłem. -Ma depresję, czasem zachowuje się dziwnie. I wcale mnie
to nie dziwi, sam nie wiem, jakbym zareagował na takie coś.
-A...
co mu jest?- zapytał młody. Westchnąłem cicho, chwilowo
zapominając o Pawle i własnych problemach.
-Ma
guza w mózgu.
Obaj
najmłodsi otworzyli szeroko oczy i zamilkli.
-W
nocy obudziły mnie jakieś odgłosy z łazienki, więc wstałem to
sprawdzić- kontynuowałem. -Tam siedział Sven, całkiem goły, z
tabletkami w garści. Po krótkich namowach powiedział mi wszystko,
poszliśmy do kuchni, dałem mu przepić lek i chciałem zrobić
kawę. Zaczął płakać i dziękować mi, chciałem go pocieszyć, a
wtedy... -zadrżałem na wspomnienie ciemnej sylwetki Pawła,
patrzącej na mnie, pocieszającego purpurowowłosego. -... wtedy
zobaczył nas Paweł i była ta cała awantura...
Młody
położył mi dłoń na przedramieniu.
-Nie
martw się, pomożemy ci to odkręcić.
-Ja
też pomogę, chociaż nie wiem, jak mógłbym to zrobić- powiedział
przyjaciel mojego brata.
-Dzięki,
chłopaki...- objąłem ich i zdusiłem łzy wzruszenia, które
napłynęły mi do oczu.
Drzwi
pokoju otworzyły się i stanął w nich Daniel. Jego mina nie była
zbyt wesoła, wilgotne oczy wskazywały na niedawny płacz.
-Już
wszystko wiem- powiedział cicho, lekko drżącym głosem, patrząc
na mnie. -Pojedziemy odzyskać twojego chłopaka.
Za
jego plecami pokazały się purpurowe włosy Svena. Kiwnąłem na
nich i objąłem całą czwórkę, kiedy podeszli do mnie.
Czułem
ogromną, pulsującą czerwonym odcieniem, tęsknotę. Ale gdzieś,
na dnie serca, czułem też nadzieję, że ten odcień nabierze
cieplejszych barw.
Daniel
zatrzymał auto pod domem Pawła i odwrócił się do mnie, brata i
jego Dawida, siedzących z tyłu.
-Poczekacie
w samochodzie, ja najpierw z nim pogadam- powiedział. -Spróbuję mu
wyjaśnić co zaszło w nocy i powiem mu o Svenie. Później pozwolę
im ze sobą pogadać, może nie wydrapią sobie oczu...
-Dzięki,
Daniel, nie zapomnę ci tego- powiedziałem z wdzięcznością.
Machnął ręką i pokiwał głową. Sięgnął do schowka po
telefon.
-Daj
mi numer Pawła, zadzwonię do niego i wyciągnę go z domu.
Z
pamięci podałem mu numer czarnowłosego. Nacisnął wybieranie i
podniósł komórkę do ucha.
-Paweł?-
powiedział, gdy uzyskał połączenie. -Tu Daniel, możemy pogadać?-
chwilę słuchał głosu w słuchawce. -Po prostu wyjdź przed dom,
chcę się dowiedzieć co się wydarzyło w nocy.
Czekaliśmy
w napięciu na odpowiedź Pawła, w końcu kuzyn rzucił „do
zobaczenia” do telefonu i rozłączył się. Spojrzał na nas i
podniósł kciuk w górę, dając do zrozumienia, że wszystko jest
na dobrej drodze.
Wysiadł
z auta, kiedy furtka posesji, na której mieszkał mój czarnowłosy
otworzyła się, a on sam wyszedł na ulicę. Cieszyłem się, że
transporter kuzyna miał przyciemniane szyby, gdyż ja i młodzież
nie byliśmy widoczni dla Pawła.
Patrzyliśmy
jak Daniel podchodzi do czarnowłosego i wyciąga rękę na
powitanie, ale tamten zignorował ten gest, trzymając dłonie w
kieszeniach swoich ciemnozielonych jeansów. Widzieliśmy jak
rozmawiają, jak piękna twarz Pawła wykrzywia się w wściekłym
grymasie, kiedy cedził, zapewne niezbyt miłe słowa pod adresem
moim i purpurowowłosego.
Czarnooki
wyrwał dłonie z kieszeni spodni i zacisnął pięści, wyraźnie
podnosząc głos, ale Daniel uspokajająco pokiwał wyciągniętymi
rękoma. Widać poskutkowało, bo założy ręce na piersi i tylko
bawił się rękawkiem swojej żółtej koszulki, pod którą miał
jeszcze zieloną bluzę z podwiniętymi rękawami.
Daniel
kiwnął ręką w stronę samochodu, co zrozumiałem jako znak, aby
wysiąść, ale Sven powstrzymał mnie.
-To
o mnie chodzi- powiedział. -Ty poczekaj jeszcze.
Wysiadł
z samochodu i podszedł do rozmawiających. Reakcja na twarzy Pawła
była widoczna nawet z odległości, jego wściekłe spojrzenie i
zaciśnięte wargi mówiły bardzo wiele o uczuciu, jakim w tym
momencie obdarzał chłopaka mojego kuzyna. Zdecydowanie nie było to
sympatyczne uczucie.
Sven
zaczął mówić, ale mój ukochany zdawał się nie zwracać uwagi
na jego słowa. Jednak po chwili jego twarz zmieniła wyraz, stała
się łagodniejsza, a na końcu wyrażała wręcz smutek. Jego czarne
brwi nie były już uniesione w złości. Jego oczy patrzyły na
Svena ze współczuciem. Widziałem jak przygryza wargi i przykłada
dłoń do ust.
Przy
mnie nerwowo zakręcił się Dawid i szarpnięciem odsunął drzwi
samochodu. Podszedł do Pawła i dziabnął go palcem wskazującym w
pierś.
Drzwi
samochodu były otwarte, więc słyszałem każde jego słowo.
Był
wściekły.
-Ty
dupku!- powiedział podniesionym głosem. -Jeszcze się nie
przekonałeś, że on cię naprawdę kocha?! Tak nisko go oceniłeś
po tym, że chciał pocieszyć załamanego?! Ciężko było usiąść
i porozmawiać, dowiedzieć się, co się stało, łatwiej było od
razu wyciągnąć błędne wnioski!
Podziwiałem
mojego brata za jego odwagę, nie spodziewałem się, że byłby
zdolny tak komuś wygarnąć.
Paweł
stał ze spuszczoną głową, nie odzywając się nawet słowem. Tymczasem młody skończył swój monolog i stanął obok Daniela.
Powoli
wysiadłem z auta i powolnym, ciężkim krokiem zacząłem zbliżać
się do Pawła. Jego wzrok padł na mnie, ale natychmiast wbił go w
asfalt pod nogami i zagryzł wargi. Kuzyn i Dawid patrzyli na mnie
uważnie, kiedy przystanąłem na wprost swojego ukochanego.
Sięgnąłem do kieszeni spodni i wyjąłem klucze od mieszkania.
-Jedźcie
do domu- podałem młodemu klucze. -Ja... my dojedziemy później.
Braciszek
bez słowa odebrał klucze i pociągnął Daniela i Svena za rękawy
ciągnąc ich w kierunku auta. Chwilę później samochód odjechał
a my zostaliśmy sami, stojąc naprzeciwko siebie w milczeniu.
-Przejdźmy
się- zaproponowałem. Ruszyliśmy ulicą, po czym samoistnie, nie
wiadomo czemu, skręciliśmy w polną ścieżkę obok sadu, który
przyjemnie wrył się w moją pamięć, dzięki pewnemu incydentowi
na drzewie.
Mój
piękny milczał, ale po chwili odezwał się stłumionym głosem.
-Czy
kiedyś mi to wybaczysz?
Nie
odezwałem się.
Szliśmy
wzdłuż ogrodzenia z pomalowanej na zielono, stalowej siatki,
ogradzającej opuszczony domek, znajdujący się w zaniedbanym
sadzie.
W
pewnym momencie Paweł zatrzymał się i złapał mnie za ramię.
-Nie
wiem, jak mogłem w ciebie zwątpić- powiedział drżącymi wargami,
patrząc mi w oczy. -Powinienem wiedzieć, że naprawdę mnie
kochasz, nie wiem, co mnie napadło... czy... czy jesteś w stanie
wybaczyć mi moją głupotę?
-Już
dawno ci wybaczyłem- powiedziałem, uśmiechając się delikatnie.
Nagle poczułem ja łapie mnie za bluzę i przyciąga do siebie, jego
plecy oparły się o zielone ogrodzenie. Siatka zatrzeszczała a z
jej oczek zaczęła kapać woda, która została po ostatniej ulewie.
Mój
książę wpił się ustami w moje wargi, przyciskając do mnie swoje
drżące ciało. Ten pocałunek był tak emocjonalny, tak szczery i
głęboki, że po moich policzkach spłynęły łzy ulgi i szczęścia.
Oderwaliśmy się od siebie z najwyższym trudem.
-Kocham
cię...- usłyszałem jego szept tuż koło ucha, kiedy oparł głowę
na moim ramieniu. -Już nigdy w ciebie nie zwątpię. I zapomnij o
tym, co napisałem do ciebie.
-Zapomnę-
powiedziałem. - Ale zostawię sobie tę wiadomość na pamiątkę.
-Jak
to?- podniósł głowę, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
-Jako
ostrzeżenie, żeby nigdy nie próbować zawieść twojego zaufania
do mnie. Żebym wiedział, czego mógłbym się spodziewać, gdybym
je zawiódł.
-Wiem,
że nie mógłbyś tego zrobić- pocałował mnie znowu,
najdelikatniej jak umiał, zaledwie muskając swoimi wargami moje.
-Musiałbym
być kretynem, żeby to zrobić.
-Nie
jesteś kretynem- szepnął, ponownie kładąc głowę na moim
ramieniu. -To ja nim jestem, bo uwierzyłem w to, co zobaczyłem. A
resztę dopowiedziała mi wyobraźnia.
-To
już nie ma znaczenia- powiedziałem, głaszcząc go po plecach.
-Jest tak jak dawniej i niech tak zostanie.
-Tak-
poczułem jak kiwa głową. -Niech tak już zostanie na wieki.
Staliśmy
w mokrej trawie, nasze buty i nogawki spodni przemokły, ale wciąż
staliśmy tak, oparci o zielone, mokre i zardzewiałe ogrodzenie. Po
chwili opadliśmy na mokrą, przyklepaną do ziemi przez krople
deszczu trawę i kochaliśmy się, nie zważając na wszechobecną
wilgoć.
Tarzając
się w trawie, zdejmując z siebie przemoczone ubrania, wierzyliśmy,
że nasza miłość pokona wszystko.
Wiem, że rozdział dodaję z ogromnym opóźnieniem, za co serdecznie Was przepraszam. Wiem również, że nie należy do najdłuższych, ale pisanie o tak silnych emocjach nigdy nie jest łatwe, z tego powodu walczyłem z nim tyle czasu. Rozdział został częściowo napisany pod wpływem, a raczej dzięki pewnej piosence. Kto lubi posłuchać starego, klasycznego rocka, na pewno ją zna, znajduję się poniżej. Pozdrawiam Was serdecznie i zapraszam na następny rozdział już wkrótce.
Karoru.
to już wiem wszystko...
OdpowiedzUsuńjak zwykle zajebiscie, nic więcej nie powiem bo nie ma slow na twój talent. jest taki wielki jak ty :)
Lana
Drogi Autorze!
OdpowiedzUsuńCzytam Twoje opowiadanie praktycznie od początku i muszę powiedzieć, że naprawdę masz duży talent pisarski. Wprawdzie w opowiadaniu jest parę niedociągnięć, ale i tak bardzo mi się podoba. Pozostaje tylko wyczekiwać dalszego rozwoju akcji :)
Pozdrawiam, Sam
Witam,
OdpowiedzUsuńmuszę powiedzieć ten rozdział jest fantastyczny... wspaniale przedstawiłeś całą sprawę... biedny Sven.... a Paweł... ach nawet nie pozwolił nic wyjaśnić, sam wszystko sobie zinterpretował.... ale wszystko się na szczęście wyjaśniło i jest dobrze...
weny, weny...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Gdzie nam się autorze ukochany podziewasz ? ;c
OdpowiedzUsuńRozdział świetny z dreszczykiem (ten był chyba najlepszy )
Życze dużo dużo weny / Takase