Rozdział 23- Mały


-Co tam robisz, gówniarzu?!- na schodach na górę rozległ się krzyk. -Złaź do garażu, pomożesz mi.-
Czarnowłosy chłopiec zostawił książkę i zszedł po schodach do salonu, następnie wyszedł na zewnątrz domu i skierował się do otwartych wrót garażu. W środku, pochylony nad otwartą tylną klapą, stał jego ojczym i majstrował przy macie wyściełającej dno bagażnika. Mężczyzna wskazał chłopcu lampę, leżącą na stole warsztatowym za jego plecami.
-Bierz to i poświeć mi.-
Dawid chwycił za lampę, włączył ją i skierował światło do wnętrza bagażnika.
-Co robisz, tato?-
-Nie twój zasrany interes.- warknął mężczyzna. -Ty masz tylko świecić.-
Człowiek bez szyi pochylił się i zaczął zrywać krawędź wykładziny bagażnika. Odsłonił otwory, wycięte w blasze bagażnika i zaczął w nich umieszczać podłużne pakuneczki owinięte w folię, który wyjmował z podręcznej torby.
Chłopiec cofnął się o krok i spojrzał na ojczyma przerażonymi oczami.
-Co to jest? Narkotyki?-
-Mówiłem, nie twój zasrany interes!- mężczyzna odwrócił wykrzywioną wściekłością twarz na Dawida -Ty tylko świeć, bo zaraz ci pierdolnę.-
Czarnowłosy rzucił lampę na posadzkę, tłukąc jej szklany klosz i zaczął wycofywać się w stronę bramy garażu.
-Nawet nie próbuj mnie dotknąć.- szepnął ze strachem i zrobił kolejny krok do tyłu. Na nieszczęście na betonowej posadzce leżał zwinięty wąż ogrodowy. Nogi chłopca zaplątały się w jego zwoje, klapnął na pośladki i zaczął wycofywać się w takiej pozycji, nie spuszczając oczu z barczystej postaci ojczyma. Tymczasem mężczyzna podszedł do wystraszonego Dawida i stanął nad nim w rozkroku.
-Mówiłem ci, gnoju.- pochylił się nad przerażonym chłopakiem i złapał go za przód koszulki. -Nie wpierdalaj się w cudze sprawy. Miałeś tylko świecić.-
Podniósł czarnowłosego na nogi i pięścią drugiej ręki uderzył w brzuch. Chłopiec stęknął, zgiął się w pół i zawisł na ręce ojczyma, wciśniętej w jego brzuch. Nie mógł złapać tchu, widział kolorowe plamy, tańczące mu przed oczami.
-Gdzie jest mama?- myślał rozpaczliwie. -Musiała akurat teraz wyjść?-
Kark szarpnął chłopcem do góry i uderzył otwartą dłonią w twarz.
Zabolało, ale w końcu udało mu się złapać oddech.
-Zostaw mnie!- wrzasnął w twarz ojczyma i szarpnął się do tyłu. Materiał koszulki porwał się i chłopiec wyrwał się mężczyźnie. Wyskoczył ze splątanych zwojów węża ogrodowego i odwrócił się, zamierzając uciec z garażu. Ale łysy kark nie zamierzał go wypuścić. Podciął mu nogi i zwalił chłopca na beton. Dawid upadł, zdzierając sobie do krwi spody dłoni i podbródek. Od uderzenia szczęką w posadzkę w jego głowie rozbłysło światło. Ból przeszył zranione miejsca, ale po chwili silniejszy ból poczuł na żebrach, kiedy ojczym kopnął go swoją wielką stopą w sportowym bucie. Cios wydusił powietrze z płuc czarnowłosego, w jego oczach stanęły łzy.
-Zabiję cie, gnoju...- wydyszał mężczyzna, pochylając się nad chłopcem i okładając go plastikową końcówką węża, którą podniósł z podłogi.
Kolejne ciosy spadały na ramiona, głowę i plecy chłopca, wyrywając z jego ust krótkie, rozpaczliwe krzyki. Przy którymś z kolei uderzeniu w głowę końcówka węża pękła i pokaleczyła skórę na twarzy Dawida.
Oszalały ojczym odwrócił się, dysząc, w poszukiwaniu przedmiotu nadającego się do uderzania. Wtedy ostatkiem sił, chłopiec zerwał się na nogi i pobiegł do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Kark zauważył jego ucieczkę i ruszył w pościg, lecz zderzenie z twardymi, drewnianymi wrotami ostudziło jego zapędy.
Wściekle kopnął w drzwi i zaklął.


*****************************************************************************


Dawid, potykając się wbiegł po schodach i wpadł do swojego pokoju. Rozpaczliwie rozglądał się po całym pomieszczeniu, próbując nie myśleć o bólu, jaki odczuwał.
Myśl, mówił do siebie w głowie, co robić? Trzeba powiadomić mamę... powiadomić... telefon... gdzie ten pieprzony telefon?! Biurko!
Podskoczył do biurka, na którym leżała jego komórka, bez zastanowienia nacisnął zieloną słuchawkę, wykręcając pierwszy numer z listy ostatnich połączeń.


******************************************************************************


Spojrzałem na brata, który właśnie z uśmiechem na twarzy podniósł ze stolika swój dzwoniący telefon. Odebrał i uśmiech natychmiast znikł z jego twarzy. Miał przerażone spojrzenie, co mnie bardzo zaniepokoiło. Przez dłuższą chwilę słuchał głosu w słuchawce, w końcu zapytał wystraszonym głosem:
-Jak to cię pobił?! Gdzie twoja mama?-
Nie musiałem się zastanawiać, wiedziałem z kim rozmawia Dawid. Natychmiast wstałem i wyrwałem mu komórkę.
-Dawid, co się dzieje?!- rzuciłem szybko do słuchawki.
-Ojczym...- usłyszałem łkający głos małego. -...Pobił mnie.-
W tle usłyszałem jakieś dudnienie, jakby ktoś walił w grubą deskę lub płytę sklejki.
-On zaraz wyłamie drzwi!- krzyknął Dawid w słuchawce. -Pomóżcie mi-
-Już jedziemy, trzymaj się.- rzuciłem krótko. -W razie czego dzwoń.-
Rozłączyłem się.
Młody patrzył na mnie wielkimi oczami. Rzuciłem mu telefon i powiedziałem:
-Jedziemy do Dawida.-
Zerwał się i pobiegł zakładać buty.


******************************************************************************


Mały nerwowo szukał numeru matki w telefonie. Ręce mu się trzęsły, kiedy przesuwał palcami po ekranie komórki. W końcu znalazł potrzebny numer i nacisnął wybieranie.
Na dole rozległ się huk wyłamywanych drzwi wejściowych. Chłopiec podszedł do okna balkonowego i ostrożnie wyjrzał. Zobaczył oszalałego mięśniaka, taranującego drewnianą zaporę ramieniem. Zawiasy drzwi zaczęły trzeszczeć pod naporem ciężaru jego masywnego cielska.
Czarnowłosy wychylił się i krzyknął rozpaczliwie:
-Zostaw mnie w spokoju! Mama już tu jedzie!-
Hałasy na dole ustały, dało się słyszeć sapanie mężczyzny.
-Ta suka zaraz będzie?- wycharczał. -Załatwię was oboje! Nie potrzebuję jej! Nadawała się tylko do jebania!-
Kark wznowił próby wyłamania drzwi, zawiasy trzeszczały coraz bardziej, ledwie wytrzymując jego ciosy. Dawid rozejrzał się nerwowo po pokoju, w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby zablokować osłabione drzwi. Wiedział, że za kilka minut dotrą z pomocą jego przyjaciele, ale może to być o tych kilka minut z późno...
Skoczył na schody i szybko zbiegł na dół, sycząc z bólu pokaleczonych dłoni, zaciskanych na barierce. Spojrzał na ławę, stojąca w salonie. Była solidna, zrobiona z grubego i mocnego drewna. I wystarczająco długa, by zablokować drzwi, gdyby zaprzeć ją o poręcz schodów.
Uspokoił się i usłyszał cichy głos, dochodzący jakby spod jego nóg.
Przypomniał sobie o trzymanym w ręku telefonie. Przecież dzwonił do mamy! Podniósł komórkę do ucha i usłyszał jej zaniepokojone wołanie.
-Mamo!- zawołał. -Nic mi nie jest, tylko trochę jestem poobijany.-
-Boże, kochanie, trzymaj się, już widzę naszą bramę!- odpowiedziała mama.
-Mamo, nie wchodź tu. On cie zabije. Wpadł w szał, chce nas pozabijać.- wyrzucił z siebie chłopiec i poczuł, jak opuszczają go siły. Zebrało mu się na płacz.
-Słyszałam wszystko przez telefon.- powiedziała kobieta zimno. -Już dzwonię na policję, nikt nie będzie groził mnie i mojemu dziecku.-
-Mamo...- załkał Dawid i pociągnął nosem.
-Nie bój się, słońce.- uspokoiła go mama. -Zablokuj czymś drzwi i czekaj na mnie i na policję.-
-Karol też przyjedzie.-
-Może to i dobrze, im więcej świadków, tym lepiej.- kobieta miała zdenerwowany głos. -Kochanie, już prawie jestem, dzwonię na policję, kocham cię.-
Rozłączyła się. mały spojrzał na ciężką ławę.
Schował telefon i podszedł do niej, chwycił za masywny blat i próbował podnieść. Uniósł ją zaledwie o centymetr, była zbyt ciężka. Zrezygnowany, opuścił ramiona i zapłakał. Drzwi nie wytrzymają długo. Co robić?!
Olśnienie!
Belka z piwnicy!
Kilka tygodni wcześniej zataszczył do piwnicy solidny kołek, długości ponad dwóch metrów i średnicy dziesięciu centymetrów. Miał się na nim podciągać, ale okazało się, że nie potrafi go nigdzie zamocować. Niepotrzebny kawał drewna okazał się teraz ratunkiem.
Skoczył do piwnicy i nie włączając światła, odszukał stojącą w kącie belę. Na szczęście nie była zbyt ciężka, wyniósł ją z piwnicy i podparł nią drzwi. Teraz wystarczy zaprzeć drugi koniec o schodek i blokada drzwi gotowa!
Zawiasy trzeszczały niebezpiecznie, były na granicy wytrzymałości, a uderzenia w drzwi regularne.
Dawid zaczął zapierać kołek o schodek, gdy nieszczęsne zawiasy puściły, a drzwi wpadły do środka i z hukiem walnęły o podłogę. Siła uderzenia wyrwała belkę z rąk małego.
Chłopiec spojrzał na prostokąt światła, wpadającego z zewnątrz. Przesłonił go zwalisty cień ojczyma.
-Już po tobie, gówniarzu...- syknął kark, jego twarz wykrzywiał grymas wściekłości.
Mały zerwał się i wbiegł po schodach, o mało nie spadając z nich. Uratowała go szybkość, mężczyzna był większy i przez to wolniejszy.
Chłopiec zamknął drzwi pokoju i zabarykadował je biurkiem. Prowizoryczna blokada, ale nie zamierzał zostać w pokoju i czekać na ojczyma.
Drzwi jego pokoju zatrzęsły się w zawiasach, ale biurko nie puściło.
Jeszcze.
Chłopiec skoczył w stronę balkonu.


**************************************************************************


Już z daleka zobaczyłem, że brama podwórza domu Dawida jest otwarta. Na podjeździe siedziała mama chłopca i rozcierała policzek. Podbiegliśmy do niej z bratem. Pod okiem miała pokaźnej wielkości krwiak.
-Popchnął mnie i pobiegł za Dawidem.- wskazała kierunek starej szkoły. Kiwnąłem głową i powiedziałem:
-Młody, zostań tu, zadzwońcie na policję, ja biegnę za nimi.-
Odwróciłem się i popędziłem do walącego się budynku szkoły, przeznaczonego do wyburzenia od wielu lat.
-Już dzwoniłam na policję.- usłyszałem na odchodnym głos kobiety.


******************************************************************************


Wściekły mężczyzna przemierzał zrujnowane, brudne sale opuszczonej szkoły. Myślał intensywnie. Zabije gnoja, nie pójdzie siedzieć przez niego. A prochy i tak sprzeda jakiemuś frajerowi. Zabije wszystkich, jeśli mu przeszkodzą.
Za rogiem coś zaszeleściło.
Zajrzał za załom ściany i zobaczył plecy odwracającego się właśnie Dawida, niecały metro od siebie.
Nie dam mu uciec, zabije go!
Wymierzył kopniaka w plecy chłopca, posyłając go ślizgiem na twarzy kilka metrów do przodu. Szczupłe ciało jego pasierba znieruchomiało. Mężczyzna podszedł do leżącego i spojrzał na niego.
Jaki słaby, typowa ciota. Zrobi przysługę światu, pozbywając się go.
-Leżysz jak szczur, w starej ruderze.- powiedział cicho. -Zdechniesz jak szczur...-
-Hej, szczurze!-
Głos dobiegł z boku, z otwartych drzwi jednej z sal lekcyjnych. Mężczyzna odwróci się w tym kierunku. Zobaczył wysokiego, szczupłego chłopaka z jasnymi włosami i niezwykłymi oczami.

 Kark zawahał się, widząc lodowate spojrzenie chłopaka. Ale jego wahanie nie trwało długo. Ruszył na przybysza, wykrzywiając twarz z wściekłości.
Chłopak machnął nogą, wzbijając w powietrze leżące na ziemi śmieci, kawałki folii, gazety i kurz.
Coś mokrego, cuchnącego gnijącymi odpadkami, spadło mu na twarz.
Poczuł wstrząs w głowie, zobaczył błysk.
Nie wiedział kiedy padł na zaśmiecone deski podłogi, tracąc świadomość.


******************************************************************************


Widziałem małego, czarnowłosego chłopca, przykucniętego przy ścianie.
Syknąłem na niego, ale nie usłyszał mnie.
-Dawid.- odezwałem się głośniej. Odwrócił głowę w moją stronę, jego twarz była pokaleczona, ale w oczach widziałem nadzieję na pomoc.
Kiwnąłem na niego, żeby podszedł do mnie, ale wtedy zza zakrętu korytarza dobiegły ciężkie kroki jego ojczyma. Mały był zbyt blisko, żeby dał radę uciec.
Zerwał się, ale noga mężczyzny powaliła go na ziemię kopniakiem w sam środek chudych pleców.
Poczułem wściekłość. Wstałem i zbliżyłem się do drzwi sali, przez okno której dostałem się do budynku. W pozbawionej drzwi ramie ukazała się masywna sylwetka człowieka, który wyglądał, jakby nie miał szyi. Stał nad nieprzytomnym chłopcem, mrucząc pod nosem coś o szczurach, umierających w starych ruderach. Nie widział mnie, całkowicie zaabsorbowany leżącym, nieruchomym ciałem Dawida.
Pod moimi nogami walały się przeróżne śmieci, między innymi czarny worek na odpadki, opróżniony niedawno przez grasujące tu myszy i inne zwierzęta. W powietrzu unosił się smród gnijących odpadków, jakby jabłek lub innych owoców.
-Hej, szczurze!- powiedziałem głośno, zahaczając butem o cuchnący worek po śmieciach.
Kark spojrzał na mnie. Sądząc po wyrazie twarzy, wyraz moich oczu pozbawił go na chwile pewności siebie. Ale szybko się opanował i ruszył w moją stronę, wykrzywiając twarz w dziwacznym grymasie.
Machnąłem nogą, podrzucając w kierunku jego twarzy śmierdzący odpadkami wór. Folia przykleiła się do jego paskudnej gęby, wtedy doskoczyłem szybko i korzystając z jego chwilowego oślepienia, wymierzyłem cios kantem dłoni w miejsce, gdzie, jak przypuszczałem, znajdowała się jego szczęka. Moje przypuszczenia były słuszne, gdyż goryl padł na deski jak kłoda drewna.
Klasyczny knock out.
Podszedłem do leżącego Dawida i podniosłem go z brudnej podłogi. Jęknął cicho, ale nie otworzył oczu, więc wziąłem go na ręce i podniosłem, żeby wynieść go z tego grożącego zawaleniem budynku. Przechodząc obok ogłuszonego goryla, nie mogłem się powstrzymać i wymierzyłem mu zamaszystego kopa w żebra. Jego zwaliste cielsko zadrżało, ale chyba nie poczuł uderzenia, Cóż, poczuje jak się ocknie, najpewniej w areszcie.
Dla pewności, żeby poczuł, poprawiłem kopniakiem z drugiej strony i wyniosłem małego na zewnątrz.


******************************************************************************


Dawid ocknął się zanim doniosłem go do czekającej na nas jego mamy i mojego brata.
-Karo...- szepnął i spojrzał na mnie półotwartymi oczami.-...Karol...-
-Już spokojnie.- powiedziałem. -Jesteś bezpieczny. Już nikt cię nie skrzywdzi.-
Dotarliśmy do jego mamy, która rozpłakała się na widok pobitego syna.
Braciszek, zachowując kamienną twarz i przytomny umysł, zadzwonił po karetkę. Widziałem, jaki był wstrząśnięty widokiem swojego małego przyjaciela, jak zaciska szczęki, starając się opanować.
-Dawid...- powiedział słabo czarnowłosy chłopiec. W tym momencie opanowanie młodego prysło, pochylił się nad młodszym imiennikiem i rozpłakał, chwytając go za rękę.
Kilka minut później zjawił się radiowóz. Policjanci podeszli do nas i nawet nie starając się ukrywać znudzenie, zapytali, co się dzieje.
Zapłakana mama małego spojrzała na nich z wściekłością.
-Ale macie czas reakcji.- powiedziała z wyrzutem. -Mój syn mógł zginąć!- wskazała na mnie. -Ten chłopak odwalił za was całą brudną robotę!-
-Mały bohater.- mruknął gruby pan władza z dwiema belkami na pagonach i dodał, kiedy podniosłem się, patrząc na niego z góry. -Skurczybyk...-
Pozostali panowie policjanci udali się do wskazanego przeze mnie budynku, aby ująć sprawcę pobicia małego. W tym czasie dotarła karetka, która miała zdecydowanie lepszy czas reakcji, niż policja.
Sanitariusze troskliwie ułożyli chłopca na noszach i zapakowali do karetki, a w tym czasie czterech policjantów z niemałym trudem wyprowadziło słaniającego się na nogach ojczyma Dawida. Ja z bratem również musiałem pojechać radiowozem w celu złożenia zeznań. Mamę małego zabrała karetka, aby opatrzyć jej policzek i oczywiście żeby mogła towarzyszyć swojemu dziecku.
Przez całą drogę na komisariat, jak również podczas składania zeznań już na miejscu, nie szczędziłem policjantom kąśliwych uwag na temat ich czasu reakcji, od zgłoszenia do ich przyjazdu.
Widziałem ulgę na ich twarzach, kiedy w końcu wypuścili nas i kazali wracać do domu.
Ale nie wróciliśmy do domu, natychmiast po opuszczeniu komisariatu udaliśmy się do szpitala, w którym był dyżur. Od mamy Dawida, siedzącej w poczekalni na izbie przyjęć, dowiedzieliśmy się, że Dawid jest przytomny i poza naruszonymi kręgami szyjnymi, poobdzieranymi rękami i brodą, nic poważniejszego mu się nie stało.
Mama naszego najmłodszego przyjaciela poprosiła nas o zaopiekowanie się domem, ponieważ postanowiła zostać na noc w szpitalu, by czuwać nad swoim synem. Zgodziliśmy się bez wahania, zapowiadając, że do pomocy ściągniemy jeszcze jedną osobę, którą miał być Paweł. Kobieta pamiętała mojego chłopaka i nie miała żadnych sprzeciwów, więc pożegnaliśmy się z nią i pojechaliśmy wypełnić powierzone zadanie.
Po dotarciu na miejsce zabezpieczyliśmy bramę oraz wyłamane drzwi wejściowe. Paweł dotarł po jakiejś godzinie. Do rana siedzieliśmy w salonie, oglądając telewizję.
Zbyt wiele emocji nie pozwoliło nam zasnąć.

11 komentarzy:

  1. Człowieku jaram się każdym twoim rozdziałem...masz świetne pomysły i oby tak dalej ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ups, nie wiem, czy się cieszyć, czy dzwonić po straż pożarną :) Dzięki za komentarz, tak będzie dalej, to mogę obiecać :) Prosiłbym o podpis next time ;)

      Usuń
  2. Normalnie kocham to co piszesz... czytam wszystko z zapartym tchem i z niecierpliwoscia czekam na kolejne rozdzialy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Głupi ojciec! Grr... jak to czytałam, to aż miałam ochotę tam wleźć z jakąś piłą mechaniczną i obronić biednego Dawida ;-;
    Czekam na więcej ~

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawie rozwijasz akcję, coraz bardziej jestem zaskoczony pomysłami, które wprowadzasz, czytając ma się wrażenie uczestniczenia w realnych wydarzeniach, bardzo fajnie to opisujesz, ciekawie z pełnymi emocjami odczuwanymi przez bohaterów w sytuacjach...
    Czekam mna next i życzę weny:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejciu uwielbiam, uwielbiam po prostu UWIELBIAM każde twoje rozdziały są przepełnione emocjami i przemyślane do końca. <3
    Obrazki fajne, szkoda że muzyczki żadnej nie było no ale nie szkodzi ^^
    Pozdrawiam ;* i oby tak dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, wspaniale, wyśmienicie! Uwielbiam twoje blogi! Życzę dobrej weny!
    Haru Hito

    OdpowiedzUsuń
  7. Oh yeah I'm a hero Man! To pierwsze co mi się nasuwa po przeczytaniu tego rozdziału xD. Ale tak poza tym piszesz genialnie! Moje opowiadania przy twoich sie nie umywają! http://milosc-jest-niesamowita.blogspot.com ale tak serio to zależało by mi, żebyś ocenił moje wypociny, bo to co piszesz jest dla mnie niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
  8. Albo strasznie szybko się czytało, albo ten rozdział strasznie krótki...
    Mimo wszystko jak zawsze świetny i interesujący :).
    Milej zaczęłam dzień po przeczytaniu twojego opowiadania ( czytałam o 9. ale nie miałam jak skomentować ).
    /オラ

    OdpowiedzUsuń
  9. Biedny Dawid... Widzę w nim momentami siebie... Aż chcę go przytulić i pocieszyć ;-; Piszesz tak dobrze, że nie chce mi się książek czytać.
    Dziękuję ci za ten rozdział, niskie pokłony składam. Kocham cię normalnie ;^;
    /Ragnarok

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam,
    drogi autorze rozdział jest naprawdę fascynujący, aż zapiera dech w piersiach... jak widać Karol ponownie wziął sprawy w swoje ręce i bardzo dobrze.... mam nadzieję, że Davida jego ojciec już nigdy nie skrzywdzi.... och bardzo mi się podobała scena w tym budynku jak Karol wkroczył do akcji, i jak potraktował tego ojczulka....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń