Rozdział 27- Miłość pokona wszystko

   Było jeszcze ciemno, gdy obudziło mnie tajemnicze stukanie w łazience. Wstałem, starając się nie obudzić mojego ukochanego i po cichu udałem się w kierunku źródła hałasów. Po drodze zajrzałem do pokoju i stwierdziłem, że elektrownia uporała się w nocy z awarią prądu, gdyż ekran komputera rozświetlał pokój delikatną poświatą.

   Zauważyłem, że kuzyn leży sam na łóżku a jego chłopak zniknął. Domyśliłem się, że źródłem hałasów dochodzących z łazienki jest właśnie Sven. Drzwi były uchylone, więc zajrzałem do środka przez szparę.
   Ujrzałem Svena siedzącego na desce klozetowej, całkiem nago, z jakimś niewielkim pudełeczkiem, trzymanym w garści. Zauważyłem jak drżą jego ręce, jak ostrożnie otwiera pudełeczko i wyciąga z niego listek tabletek, odpakowuje jedną i zbliża drżącą rękę do ust.
   Wpadłem do łazienki i złapałem go za przedramię.
   -Co ty wyprawiasz, Sven?!
   Spojrzał na mnie rozbieganym wzrokiem, wyglądał na przerażonego. Jego głowa trzęsła się, uchylone wargi drżały.
   -Boli...- wykrztusił cicho. -Muszę to wziąć!
   -Co to jest?- zapytałem, wskazując na tabletki. Sven przełknął ślinę.
   -Lek przeciwbólowy...- powiedział cichym głosem. Klęknąłem przed nim i spojrzałem mu w oczy.
   -Co się dzieje, Sven? Co ci dolega?
   Zacisnął drżące, smukłe palce na pigułkach i spojrzał na mnie smutno.
   -Mam guza w mózgu...- powiedział szeptem. -To dlatego czasami tak dziwnie się zachowuję, jak wczoraj, w czasie burzy. Mam potworne bóle głowy, więc muszę przyjmować te leki. One znowu niszczą mi żołądek i wątrobę, przez to jestem na granicy załamania...
   Spuścił głowę a po jego policzku spłynęła łza i skapnęła na nerwowo zaciśnięte palce.
   Byłem totalnie zaskoczony, spodziewałem się wszystkiego, nawet narkomanii, ale nie czegoś takiego. Odruchowo przyciągnąłem jego głowę i oparłem czołem na moim ramieniu, głaszcząc po włosach. Czułem jak jego wiotkim ciałem wstrząsa szloch.
   -Daniel wie?- zapytałem. Poczułem jak przecząco kręci głową. Podniosłem jego twarz i spojrzałem w zapłakane oczy.
   -Powinien wiedzieć. Powiedz mu.
   -Powiem- pokiwał głową i spuścił wzrok. -Boże, jestem nagi, dasz mi coś do okrycia?
  -Jasne- zdjąłem szlafrok z haczyka i okryłem go. -Chodź do kuchni, dam ci coś do przepicia leku.
   Owinął się szlafrokiem i posłusznie poszedł za mną do kuchni, gdzie otworzyłem lodówkę i wyjąłem karton zimnego mleka. Nalałem mu pełną szklankę i podałem. Kiwnął głową w podziękowaniu i wrzucił pigułki do ust, przepijając je mlekiem. Westchnął głośno i postawił szklankę na stole, patrząc na mnie.
   -Dziękuję- powiedział. -Dziękuję za wszystko.
   -Za co?- zdziwiłem się. -Przecież nic takiego nie zrobiłem.
   -Za to, że się nie wkurzasz o moje zachowanie. Tak jak Daniel. Wiem, że bywam uciążliwy przez te leki, że on się na mnie denerwuje...
   -Myślę, że wszystko się między wami ułoży, kiedy powiesz mu o wszystkim.- powiedziałem, uśmiechając się uspokajająco. Spojrzałem na zegar, wiszący nad kuchenką, była godzina 6:21.
   -Chyba już nie pójdziemy spać- powiedziałem, wstając i podchodząc do szafki. -Napijemy się kawy?
   -Z przyjemnością- uśmiechnął się blado, owijając się szczelnie szlafrokiem. Postawiłem wodę na gazie, wsypałem kawę do kubków i usiadłem znowu przy stole.
   -Sven- zacząłem nieśmiało. -Czy to jest uleczalne?
   -Tak- odpowiedział, popijając mleko. -Tata zbiera pieniądze na operację, nie jest tania i nie gwarantuje, że będę normalny po usunięciu guza, ale daje szansę na przeżycie.
   -Rozumiem- pokiwałem głową. -Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, Sven. Chciałbym, żebyście byli z Danielem szczęśliwi, razem.
   Spuścił wzrok, czerwieniąc się.
   -Jesteś taki dobry...- szepnął. -Nie spotkałem w całym swoim życiu takiego człowieka, jak ty.
   Po jego twarzy znowu spłynęła łza. Wstałem i podszedłem do niego, podniosłem go i przytuliłem.
   -Nie płacz- uspokoiłem go znowu. Zagwizdał czajnik, ale nie odrywałem się od purpurowowłosego, ignorując gotującą się wodę.
   Kątem oka zobaczyłem postać, stojącą w przedpokoju, miała jasną skórę i czarne włosy. Byłą wysoka, mojego wzrostu. Patrzyła na nas w milczeniu, po czym weszła do pokoju, w którym zostawiłem Pawła.
   -O cholera...- szepnąłem i oderwałem się od Svena. -Wybacz, ale Paweł nas zobaczył. Pewnie pomyśli, że z tobą flirtuję.
   Wyłączyłem czajnik i zostawiłem stojącego jak kołek Svena w kuchni. Wszedłem do pokoju, zobaczyłem ubierającego się Pawła i podszedłem do niego. Odsunął się, kiedy chciałem złapać go za ramię i stanął wyprostowany, patrząc wściekłym wzrokiem prosto w moją twarz.
   -Masz mi coś do powiedzenia?- wycedził i zapiął pasek spodni, które już zdążył założyć.
   -Kocie, ja...-zacząłem, ale przerwał mi.
   -Nie mów tak do mnie!- podniósł głos i cofnął się, kiedy wyciągnąłem rękę, by złapać go za ramię. -Idź do swojego nowego kociaka, czeka w kuchni! Ciekawe, co na to powie Daniel.
   -Paweł, źle to zrozumiałeś, my nic nie...-
   -Gadaj zdrów!- znowu mi przerwał i szybko założył koszulkę. -Wracam do domu, choćby pieszo.
   -Błagam cię, daj mi wyjaśnić- klęknąłem przed nim, ale zlekceważył mnie i wyminął. Odwrócił się, chwytając za klamkę.
   -Życzę powodzenia z kociakami, pewnie masz ich wielu, Lordzie Jurny Wół!
Zaniemówiłem, słysząc jego słowa, ale ruszyłem za nim do przedpokoju. Nerwowo szarpał się z zamkami, ale w końcu otworzył drzwi. Przed wyjściem spojrzał do kuchni, gdzie wciąż stał jak słup zaskoczony całą sytuacją Sven.
   Czarnowłosy podniósł rękę w jego kierunku.
   -Bawcie się razem dobrze, KOCIACZKI!- zaakcentował ostatnie słowo i wyszedł, trzaskając drzwiami, aż wiszący obok nich, stalowy wieszak na ubrania zabrzęczał cicho.
   Oparłem głowę o drzwi i zagryzłem wargi. Jak można nie dać sobie wyjaśnić, że nic się nie wydarzyło? Czemu był taki uparty, nie pozwolił sobie nić powiedzieć? Gdyby tylko zechciał mnie wysłuchać...
   Oderwałem głowę od drzwi i zamknąłem zamek. Westchnąłem cicho i wróciłem do purpurowowłosego, który, osłupiały, wciąż stał tak jak go zostawiłem.
   Nie chciałem nic mówić, wskazałem mu krzesło i podszedłem do kuchni. Woda była gorąca, więc zalałem kawę i postawiłem parujące kubki na stole. Bez słowa podałem mu cukier i karton mleka. Sven w milczeniu posłodził kawę i dolał do niej mleka. W końcu nie wytrzymał.
   -Przepraszam, to moja wina...
   -Przestań, to nie twoja wina, ani nie moja.- powiedziałem. -To Paweł nie chciał słuchać wyjaśnień.
   -Może...- zastanowił się. -... może da się to jakoś odkręcić.
   -Będę próbował- powiedziałem, popijając kawę.
   Do kuchni wszedł Daniel, a zaraz za nim dwóch Dawidów, owiniętych w koce i zaspanych.
   -Emm...- zająknął się kuzyn. -Czy coś tu się wydarzyło?
   -Generalnie, przed chwilą zostałem singlem- odparłem i pociągnąłem łyk z kubka. Wskazałem na czajnik. -Jak chcecie kawy, to sobie zaparzcie. Ja muszę ochłonąć.
   Daniel skinął głową i podpalił gaz pod czajnikiem. Rozsypał kawę do kubków i odwrócił się do nas.
   -Powie mi ktoś, co się stało?- zapytał, patrząc na mnie i na Svena. Nie bardzo wiedziałem, od czego zacząć, żeby nie zabrzmiało to nieodpowiednio. W końcu westchnąłem.
   -Sven płakał, pocieszyłem go, zobaczył to Paweł i pomyślał, że flirtuję z twoim chłopakiem- wyrzuciłem jednym tchem. -Mogło to dziwnie wyglądać, ja w samych bokserkach, Sven w szlafroku, ale tylko go pocieszałem.
   -Głupio wyszło- Daniel podrapał się po szyi. -Ale może coś będę mógł pomóc wyjaśnić. O ile poznam szczegóły sprawy, na przykład, czemu mój chłopak płakał.
   Spojrzałem na Svena, który wbił wzrok w stół i przejeżdżał palcem po krawędzi kubka, bawiąc się kropelką kawy.
   -Chyba nie masz wyjścia, Sven- powiedziałem do niego. -Musisz powiedzieć Danielowi prawdę.
   -Jaką, kurwa prawdę?!- kuzyn wyglądał na zdenerwowanego. -Co jest grane, do chuja?
   Zagotowała się woda, więc poprosiłem Daniela o zrobienie kawy i wtedy całą piątką przenieśliśmy się do pokoju.
   -Siadajcie i gadajcie, ja zabiorę młodzież do drugiego pokoju i poczekamy- zaproponowałem, zgarnąłem ze stołu swój telefon i założyłem koszulkę. Daniel i Sven pokiwali głowami, przystając na moją propozycję, więc kiwnąłem na Dawidów, którzy niechętnie opuścili ze mną pomieszczenie, ściskając w dłoniach parujące kubki kawy.






   Od godziny próbowałem dodzwonić się do Pawła, ale ignorował moje próby, odrzucając moje połączenia na pocztę głosową. Młodzież patrzyła na mnie jak na desperata, którym w gruncie rzeczy byłem. Kochałem Pawła, kochałem najmocniej na świecie i bardzo chciałem go odzyskać. Jednak nie chciał mnie wysłuchać, co bolało bardziej niż jego słowa, które usłyszałem zanim opuścił mój dom.
   Zrezygnowany, rzuciłem telefon na łóżko i opadłem na oparcie. Brat ze swoim imiennikiem popatrzeli na mnie smutno. Zdążyli się już ubrać, ich przemoczone ubrania wyschły przez noc.
   Podniosłem ramiona do góry i ukryłem twarz w dłoniach, powstrzymując się od łez. Nie wiedziałem już, co mam zrobić, żeby go odzyskać. Postanowiłem, że poproszę Daniela o podwiezienie do niego i wyjaśnię całą sytuację razem ze Svenem. To byłoby najlepsze wyjście, choć nie miałem pewności, że będzie chciał ze mną gadać. Jak również, że Kuzyn i jego chłopak się zgodzą na taką pomoc.
   Poczułem wibracje telefonu, podniosłem go i zobaczyłem wiadomość od Pawła. Moja twarz rozjaśniła się, ale w miarę czytania uśmiech powoli znikał a w oczach pojawiły się łzy. To był długi, zjadliwy i napisany w złości esemes, który praktycznie pozbawił mnie nadziei i chęci do życia.

   Rzuciłem telefon na stolik i całkiem zrezygnowany, ukryłem twarz w dłoniach. Czułem się bezsilny i zrezygnowany, jakby ktoś podciął mi nogi przed nadjeżdżającą ciężarówką, kiedy już nie ma możliwości ucieczki a zderzenie jest nieuniknione.
   Resztką sił tłumiłem płacz i ból, nie chciałem, by młody i jego przyjaciel widzieli mnie płaczącego. Ale uczucie żalu i ogromnej straty wzięło górę, w końcu łzy popłynęły po mojej twarzy. Poczułem dłoń na ramieniu i spojrzałem w tę stronę. To braciszek, zaniepokojony moim zachowaniem, położył dłoń na moim barku.
   -Karol...- powiedział cicho. -Nie martw się, jeszcze się pogodzicie.
   Westchnąłem, sięgnąłem po telefon i podałem go bratu.
   -Masz, przeczytaj- szepnąłem cicho. -Nie jestem pewien, czy da się to jeszcze uratować.
   Dawid wziął ode mnie telefon i przeczytał wiadomość, kręcąc głową z niedowierzaniem.
   -Nie wierzę...- szepnął. -Nie wierzę, że on może być takim dupkiem. Jak mógł uwierzyć, że flirtujesz z Svenem?
   -Nie wiem- wzruszyłem ramionami. -Widział mnie, jak do objąłem, ale tylko go pocieszałem, bo płakał.
-   A właściwie to dlaczego płakał?- zainteresował się młodszy Dawid. Musiałem im powiedzieć, choć wolałem, aby zrobił to sam Sven.
   -On... jest poważnie chory- powiedziałem niepewnie. -Bierze silne leki przeciwbólowe, które tłumią ból, ale wyniszczają jego organizm.
   -To dlatego tak dziwnie się zachowywał w czasie burzy?
   -Tak- odparłem. -Ma depresję, czasem zachowuje się dziwnie. I wcale mnie to nie dziwi, sam nie wiem, jakbym zareagował na takie coś.
   -A... co mu jest?- zapytał młody. Westchnąłem cicho, chwilowo zapominając o Pawle i własnych problemach.
   -Ma guza w mózgu.
   Obaj najmłodsi otworzyli szeroko oczy i zamilkli.
   -W nocy obudziły mnie jakieś odgłosy z łazienki, więc wstałem to sprawdzić- kontynuowałem. -Tam siedział Sven, całkiem goły, z tabletkami w garści. Po krótkich namowach powiedział mi wszystko, poszliśmy do kuchni, dałem mu przepić lek i chciałem zrobić kawę. Zaczął płakać i dziękować mi, chciałem go pocieszyć, a wtedy... -zadrżałem na wspomnienie ciemnej sylwetki Pawła, patrzącej na mnie, pocieszającego purpurowowłosego. -... wtedy zobaczył nas Paweł i była ta cała awantura...
   Młody położył mi dłoń na przedramieniu.
   -Nie martw się, pomożemy ci to odkręcić.
   -Ja też pomogę, chociaż nie wiem, jak mógłbym to zrobić- powiedział przyjaciel mojego brata.
   -Dzięki, chłopaki...- objąłem ich i zdusiłem łzy wzruszenia, które napłynęły mi do oczu.
   Drzwi pokoju otworzyły się i stanął w nich Daniel. Jego mina nie była zbyt wesoła, wilgotne oczy wskazywały na niedawny płacz.
   -Już wszystko wiem- powiedział cicho, lekko drżącym głosem, patrząc na mnie. -Pojedziemy odzyskać twojego chłopaka.
   Za jego plecami pokazały się purpurowe włosy Svena. Kiwnąłem na nich i objąłem całą czwórkę, kiedy podeszli do mnie.
   Czułem ogromną, pulsującą czerwonym odcieniem, tęsknotę. Ale gdzieś, na dnie serca, czułem też nadzieję, że ten odcień nabierze cieplejszych barw.






   Daniel zatrzymał auto pod domem Pawła i odwrócił się do mnie, brata i jego Dawida, siedzących z tyłu.
   -Poczekacie w samochodzie, ja najpierw z nim pogadam- powiedział. -Spróbuję mu wyjaśnić co zaszło w nocy i powiem mu o Svenie. Później pozwolę im ze sobą pogadać, może nie wydrapią sobie oczu...
   -Dzięki, Daniel, nie zapomnę ci tego- powiedziałem z wdzięcznością. Machnął ręką i pokiwał głową. Sięgnął do schowka po telefon.
   -Daj mi numer Pawła, zadzwonię do niego i wyciągnę go z domu.
   Z pamięci podałem mu numer czarnowłosego. Nacisnął wybieranie i podniósł komórkę do ucha.
   -Paweł?- powiedział, gdy uzyskał połączenie. -Tu Daniel, możemy pogadać?- chwilę słuchał głosu w słuchawce. -Po prostu wyjdź przed dom, chcę się dowiedzieć co się wydarzyło w nocy.
   Czekaliśmy w napięciu na odpowiedź Pawła, w końcu kuzyn rzucił „do zobaczenia” do telefonu i rozłączył się. Spojrzał na nas i podniósł kciuk w górę, dając do zrozumienia, że wszystko jest na dobrej drodze.
   Wysiadł z auta, kiedy furtka posesji, na której mieszkał mój czarnowłosy otworzyła się, a on sam wyszedł na ulicę. Cieszyłem się, że transporter kuzyna miał przyciemniane szyby, gdyż ja i młodzież nie byliśmy widoczni dla Pawła.
   Patrzyliśmy jak Daniel podchodzi do czarnowłosego i wyciąga rękę na powitanie, ale tamten zignorował ten gest, trzymając dłonie w kieszeniach swoich ciemnozielonych jeansów. Widzieliśmy jak rozmawiają, jak piękna twarz Pawła wykrzywia się w wściekłym grymasie, kiedy cedził, zapewne niezbyt miłe słowa pod adresem moim i purpurowowłosego.
   Czarnooki wyrwał dłonie z kieszeni spodni i zacisnął pięści, wyraźnie podnosząc głos, ale Daniel uspokajająco pokiwał wyciągniętymi rękoma. Widać poskutkowało, bo założy ręce na piersi i tylko bawił się rękawkiem swojej żółtej koszulki, pod którą miał jeszcze zieloną bluzę z podwiniętymi rękawami.
   Daniel kiwnął ręką w stronę samochodu, co zrozumiałem jako znak, aby wysiąść, ale Sven powstrzymał mnie.
   -To o mnie chodzi- powiedział. -Ty poczekaj jeszcze.
   Wysiadł z samochodu i podszedł do rozmawiających. Reakcja na twarzy Pawła była widoczna nawet z odległości, jego wściekłe spojrzenie i zaciśnięte wargi mówiły bardzo wiele o uczuciu, jakim w tym momencie obdarzał chłopaka mojego kuzyna. Zdecydowanie nie było to sympatyczne uczucie.
   Sven zaczął mówić, ale mój ukochany zdawał się nie zwracać uwagi na jego słowa. Jednak po chwili jego twarz zmieniła wyraz, stała się łagodniejsza, a na końcu wyrażała wręcz smutek. Jego czarne brwi nie były już uniesione w złości. Jego oczy patrzyły na Svena ze współczuciem. Widziałem jak przygryza wargi i przykłada dłoń do ust.
   Przy mnie nerwowo zakręcił się Dawid i szarpnięciem odsunął drzwi samochodu. Podszedł do Pawła i dziabnął go palcem wskazującym w pierś.
   Drzwi samochodu były otwarte, więc słyszałem każde jego słowo.
   Był wściekły.
   -Ty dupku!- powiedział podniesionym głosem. -Jeszcze się nie przekonałeś, że on cię naprawdę kocha?! Tak nisko go oceniłeś po tym, że chciał pocieszyć załamanego?! Ciężko było usiąść i porozmawiać, dowiedzieć się, co się stało, łatwiej było od razu wyciągnąć błędne wnioski!
   Podziwiałem mojego brata za jego odwagę, nie spodziewałem się, że byłby zdolny tak komuś wygarnąć.
   Paweł stał ze spuszczoną głową, nie odzywając się nawet słowem. Tymczasem młody skończył swój monolog i stanął obok Daniela.
   Powoli wysiadłem z auta i powolnym, ciężkim krokiem zacząłem zbliżać się do Pawła. Jego wzrok padł na mnie, ale natychmiast wbił go w asfalt pod nogami i zagryzł wargi. Kuzyn i Dawid patrzyli na mnie uważnie, kiedy przystanąłem na wprost swojego ukochanego. Sięgnąłem do kieszeni spodni i wyjąłem klucze od mieszkania.
   -Jedźcie do domu- podałem młodemu klucze. -Ja... my dojedziemy później.
   Braciszek bez słowa odebrał klucze i pociągnął Daniela i Svena za rękawy ciągnąc ich w kierunku auta. Chwilę później samochód odjechał a my zostaliśmy sami, stojąc naprzeciwko siebie w milczeniu.
   -Przejdźmy się- zaproponowałem. Ruszyliśmy ulicą, po czym samoistnie, nie wiadomo czemu, skręciliśmy w polną ścieżkę obok sadu, który przyjemnie wrył się w moją pamięć, dzięki pewnemu incydentowi na drzewie.
   Mój piękny milczał, ale po chwili odezwał się stłumionym głosem.
   -Czy kiedyś mi to wybaczysz?
   Nie odezwałem się.

   Szliśmy wzdłuż ogrodzenia z pomalowanej na zielono, stalowej siatki, ogradzającej opuszczony domek, znajdujący się w zaniedbanym sadzie.
   W pewnym momencie Paweł zatrzymał się i złapał mnie za ramię.
   -Nie wiem, jak mogłem w ciebie zwątpić- powiedział drżącymi wargami, patrząc mi w oczy. -Powinienem wiedzieć, że naprawdę mnie kochasz, nie wiem, co mnie napadło... czy... czy jesteś w stanie wybaczyć mi moją głupotę?
   -Już dawno ci wybaczyłem- powiedziałem, uśmiechając się delikatnie. Nagle poczułem ja łapie mnie za bluzę i przyciąga do siebie, jego plecy oparły się o zielone ogrodzenie. Siatka zatrzeszczała a z jej oczek zaczęła kapać woda, która została po ostatniej ulewie.

   Mój książę wpił się ustami w moje wargi, przyciskając do mnie swoje drżące ciało. Ten pocałunek był tak emocjonalny, tak szczery i głęboki, że po moich policzkach spłynęły łzy ulgi i szczęścia. Oderwaliśmy się od siebie z najwyższym trudem.
   -Kocham cię...- usłyszałem jego szept tuż koło ucha, kiedy oparł głowę na moim ramieniu. -Już nigdy w ciebie nie zwątpię. I zapomnij o tym, co napisałem do ciebie.
   -Zapomnę- powiedziałem. - Ale zostawię sobie tę wiadomość na pamiątkę.
   -Jak to?- podniósł głowę, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
   -Jako ostrzeżenie, żeby nigdy nie próbować zawieść twojego zaufania do mnie. Żebym wiedział, czego mógłbym się spodziewać, gdybym je zawiódł.
   -Wiem, że nie mógłbyś tego zrobić- pocałował mnie znowu, najdelikatniej jak umiał, zaledwie muskając swoimi wargami moje.
   -Musiałbym być kretynem, żeby to zrobić.
   -Nie jesteś kretynem- szepnął, ponownie kładąc głowę na moim ramieniu. -To ja nim jestem, bo uwierzyłem w to, co zobaczyłem. A resztę dopowiedziała mi wyobraźnia.
   -To już nie ma znaczenia- powiedziałem, głaszcząc go po plecach. -Jest tak jak dawniej i niech tak zostanie.
   -Tak- poczułem jak kiwa głową. -Niech tak już zostanie na wieki.
   Staliśmy w mokrej trawie, nasze buty i nogawki spodni przemokły, ale wciąż staliśmy tak, oparci o zielone, mokre i zardzewiałe ogrodzenie. Po chwili opadliśmy na mokrą, przyklepaną do ziemi przez krople deszczu trawę i kochaliśmy się, nie zważając na wszechobecną wilgoć.

   Tarzając się w trawie, zdejmując z siebie przemoczone ubrania, wierzyliśmy, że nasza miłość pokona wszystko.



Wiem, że rozdział dodaję z ogromnym opóźnieniem, za co serdecznie Was przepraszam. Wiem również, że nie należy do najdłuższych, ale pisanie o tak silnych emocjach nigdy nie jest łatwe, z tego powodu walczyłem z nim tyle czasu. Rozdział został częściowo napisany pod wpływem, a raczej dzięki pewnej piosence. Kto lubi posłuchać starego, klasycznego rocka, na pewno ją zna, znajduję się poniżej. Pozdrawiam Was serdecznie i zapraszam na następny rozdział już wkrótce.
Karoru.

4 komentarze:

  1. to już wiem wszystko...
    jak zwykle zajebiscie, nic więcej nie powiem bo nie ma slow na twój talent. jest taki wielki jak ty :)

    Lana

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Autorze!
    Czytam Twoje opowiadanie praktycznie od początku i muszę powiedzieć, że naprawdę masz duży talent pisarski. Wprawdzie w opowiadaniu jest parę niedociągnięć, ale i tak bardzo mi się podoba. Pozostaje tylko wyczekiwać dalszego rozwoju akcji :)
    Pozdrawiam, Sam

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    muszę powiedzieć ten rozdział jest fantastyczny... wspaniale przedstawiłeś całą sprawę... biedny Sven.... a Paweł... ach nawet nie pozwolił nic wyjaśnić, sam wszystko sobie zinterpretował.... ale wszystko się na szczęście wyjaśniło i jest dobrze...
    weny, weny...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzie nam się autorze ukochany podziewasz ? ;c
    Rozdział świetny z dreszczykiem (ten był chyba najlepszy )
    Życze dużo dużo weny / Takase

    OdpowiedzUsuń