Rozdział 22- Zwykły, niezwykły dzień.

13 lipca, godzina 11.17
 -Cześć myszko, jadę już do ciebie.- odczytałem wiadomość od Pawła na ekranie telefonu.  Odpisałem krótko:

 -Dobrze kochanie, czekam.-

 Poszedłem do kuchni i wyjąłem z zamrażarki lodówki pierś z kurczaka. Wlałem wodę do komory zlewu i wrzuciłem do niej mięsko, aby powoli się odmroziło. Dobiegło mnie ciche miauknięcie. Na parapecie okna siedział kocurek i patrzył głodnym wzrokiem na pływające w zlewie mięso.

 -Ani się waż!- pogroziłem mu palcem. -Niedawno dostałeś swoje jedzenie, mało ci?-

 Spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczkami i otworzył pyszczek, wydając znowu krótkie miau. Uniosłem oczy do sufitu, bezradnie rozkładając ramiona. Nie miałem wyjścia, musiałem ponownie nakarmić swoją bestię, żeby nie pozbawiła mnie i mojego ukochanego wykwintnej potrawy, jaką zaplanowałem na dzisiejszy wieczór. A sądząc po jego łakomym spojrzeniu, byłby zdolny pochłonąć cały filet z kurczaka na jeden raz. Wyjąłem z lodówki puszkę jego karmy i gdy tylko pochyliłem się, żeby nałożyć porcję do miski stojącej na podłodze, kocur zeskoczył z parapetu i już ocierał się o moje łydki, łaskocząc mnie po nich napuszonym ogonem. Miska została napełniona, a łakomy tygrys rzucił się na swoje jedzenie, jakby nie jadł z tydzień.     
 Przynajmniej pierś kurczaka była bezpieczna. Mój piękny i ja nie umrzemy dziś z głodu.

 Poszedłem do pokoju i usiadłem przy komputerze, włączając cicho muzykę. Skoczny rytm folk metalowej piosenki wprawił mnie w dobry nastrój. 


 Drzwi otwarły się z hukiem, co świadczyło dobitnie o powrocie kochanego braciszka.

 -Młody, czy ty zawsze musisz tak napieprzać tymi drzwiami?-

 -Sorki, brat.-

 Dawid wszedł do pokoju z gitarą akustyczną w pokrowcu na ramieniu, uśmiechając się, jakby nic się nie stało. Wstałem i poszedłem do przedpokoju, ciągnąc go za rękaw.

 -Zobacz, widzisz to?- powiedziałem, pokazując mu dziurę w tynku ściany, która utworzyła się pod wpływem uporczywych uderzeń klamką, podczas jego wchodzenia do domu. -Za każdym razem walisz w tę nieszczęsną ścianę. Teraz ty będziesz malował przedpokój, może docenisz czyjąś robotę.-

 -No przepraszam, zawsze zapominam.- powiedział i schylił się, żeby zdjąć buty nie zdejmując z pleców gitary. Główka gryfu walnęła mnie w czoło, instrument wydał piękny, dźwięczny pogłos a przed moimi oczami pojawiły się miliony galaktyk. Oczekiwałem już pojawienia się U.S.S Enterprise , przygotowującego się do przejścia w prędkość warp, ale gwiazdy znikły po chwili.
 Cóż, nie będzie kolejnej części Star Trek w mojej głowie. Szkoda, lubiłem ten serial.

 Chwyciłem za gryf gitary młodego i podniosłem go razem z nią do pionu.

 -Chcesz mnie zabić? To miał być zamach na moje życie?-

 -Oj, sorki, nie zauważyłem twojej głowy.- poczucie humoru młodego rozbrajało mnie.

 -Kiedyś ci oddam, zobaczysz.- powiedziałem i wróciłem do pokoju, kręcąc głową. Zawibrował telefon, dostałem wiadomość od Pawła. Moje kochanie wysiadało już na dworcu PKS. W związku z tym udałem się do kuchni i sprawdziłem stan rozmrożenia filetu, pływającego w zlewie. Był już miękki, więc wyjąłem, go na deskę i sięgnąłem po nóż. Pierś duszona w warzywach i wino, to był mój plan na dzisiejszy romantyczny wieczór z moim chłopakiem.





*****************************************************************************

13 lipca, godzina 11.23



 Paweł schował telefon i przechodząc przed witryną sklepu spożywczego, udał się w stronę wysokiego żywopłotu. Od połowy drogi do Karola rozpaczliwie chciało mu się siku, więc teraz, zamiast prosto na przystanek tramwajowy, wszedł w krzewy za którymi stało ogrodzenie ze stalowej siatki i rozpiął spodnie. Z ulgą opróżnił pęcherz, zaczął zapinać suwak spodni, kiedy coś uderzyło go w plecy. Zarył twarzą w ostre, zardzewiałe ogrodzenie. Poczuł pieczenie w miejscu, gdzie krawędź oczka ogrodzenia zdarła skórę z jego policzka. Ktoś silnie przycisnął go do siatki i warknął do ucha:

 -Dawaj kasę, gnoju!-

 Napastnik zaakcentował te słowa mocnym ciosem w żebra, po którym czarnowłosy stracił na chwilę oddech. Z bólu zakręciły mu się łzy w oczach.

 -Puść mnie, proszę.- jęknął. -Nie mam pieniędzy.-

 -Nie pierdol, masz mieć!- agresor wydyszał mu do ucha, zionąc smrodem alkoholu.

 Paweł ukradkiem dotknął kieszeni, naciskając przycisk szybkiego wybierania w telefonie.
 Wiedział, że Karol odbiera jego telefony natychmiast. I jeśli zorientuje się, że grozi mu niebezpieczeństwo, zjawi się na ratunek. A wtedy napastnik ma przesrane, już można mu współczuć.

 Powiedział głośno, tak aby jego głos był dobrze słyszalny przez telefon, który znajdował się w kieszeni spodni,

 -Puść mnie, mam tylko dwa złote w kieszeni. Pełno tu ludzi, zaraz za krzakami jest dworzec, ktoś może nadejść i wezwać policję.

 -Akurat...- pijany napastnik nie dawał się przekonać. -Najpierw zobaczymy co masz w plecaku.-

 Nieznajomy wbił rękę między pośladki czarnookiego i mocno ścisnął jego jądra.

 -Tylko krzyknij...- ostrzegł. -...a zgniotę ci jaja.-

 -Puść...- jęknął Paweł, zagryzając z bólu wargi. Czuł krew płynącą po policzku. Błagając wszystkich bogów o szybką reakcję Karola, pozwolił napastnikowi przeszukać plecak. Miał nadzieję, że pijany nie wpadnie na to, by sprawdzić mu kieszenie, bo gdy znajdzie telefon... i zobaczy, że dzwoni...





*******************************************************************************

13 lipca, godzina 11.25

 -Karol, Paweł dzwoni.- młody przyniósł mi telefon z pokoju, gdyż byłem zajęty doprawianiem mięsa w kuchni. Wytarłem dłonie w ścierkę i przejąłem telefon od brata.

 -Tak, kocie?- rzuciłem do słuchawki. Ale nie usłyszałem jego ukochanego głosu, tylko przytłumione głosy rozmowy, w tym głos mojego kochanego. Dawid patrzył na mnie i widział, jak moja twarz się zmienia. Zapobiegawczo odsunął się do tyłu kilka kroków. Zrozumiałem co się dzieje, szybko schowałem telefon do kieszeni i rzuciłem do brata:

 -Schowaj mięso, żeby kot się do niego nie dobrał. Ja muszę lecieć...-

 Na jednej nodze założyłem buty i wybiegłem z domu. Jak się postaram, to w ciągu pięciu minut będę koło stacji. A muszę się starać, mój ukochany chłopak był w niebezpieczeństwie.

 Nie patrząc na trąbiące na mnie samochody, puściłem się biegiem na ratunek mojemu księciu.





********************************************************************************





13 lipca, godzina 11.29

 Pijak uderzył Pawła w tył głowy. Skroń czarnowłosego uderzyła o brudne, zardzewiałe ogrodzenie, które zdarło z niej skórę. Krew zalała chłopakowi prawe oko.

 -Jak to, nie masz kasy!- warknął napastnik, dysząc wyziewami przetrawionego alkoholu w twarz chłopca. Drugą ręką ścisnął mocniej jądra chłopaka. -Masz przejebane, gnoju!-

 Uderzył go łokciem w szczękę, zostawiając czerwony ślad.

 Nagle krzaki zaszeleściły i rozchyliły się. Agresor odwrócił się, ale zbyt późno. Chwilę później już leżał na ziemi, próbując się podnieść, a jasnowłosy chłopak wykręcał jego ramię, sprowadzając go ponownie do parteru.

 -To ty masz przejebane, zachlańcu.- powiedział spokojnie Karol i wzmocnił nacisk na nadgarstek, co wyrwało ryk bólu z ust pijanego i wbiło jego twarz w brudną ziemię. Jasnowłosy odwrócił się do bruneta.

 -Jak z tobą?- zapytał i z przerażeniem zobaczył zakrwawioną twarz swojego ukochanego. 
 Jego twarz stężała jak kamienna maska, wymierzył leżącemu napastnikowi kopniaka w żebra, wykręcając mu ramię pod nienormalnym kątem. Z wściekłością chwycił go za włosy drugą ręka i wkomponował brudną już twarz w czarną ziemię, miażdżąc mu nos.

 -Żryj ziemię, skurwielu!- warknął i docisnął głowę leżącego do piachu.

 -Przestań!- to głos Pawła. Ale jasnowłosy nie reagował, coraz mocniej wciskał krwawiącą twarz pijanego w czarną ziemię. Brunet zebrał się na odwagę i próbował odciągnąć swojego obrońcę od pobitego napastnika.

 -Zostaw go! Już wystarczy!- zawołał, szarpiąc blondyna za ramię. Karol oprzytomniał, szał minął. Spojrzał na swojego pobitego chłopaka i puścił rękę pokonanego.


 -Boże, jak ty wyglądasz...- szepnął z przerażeniem i złapał rękę Pawła. Przyjrzał się jego twarzy, po której spływała krew. -Jedziemy na pogotowie.-

 Czarnooki spuścił głowę i przytaknął. Stwierdził, że lepiej nie sprzeciwiać się Karolowi, kiedy jest w takim stanie. Blondyn pociągnął go za rękę w stronę wyjścia z krzaków.

 Zmaltretowany napastnik zakaszlał i podniósł się na czworaki.

 -Skurwysyny...- wycharczał. -..cioty... zabiję was.-

 Karol bez zastanowienia puścił rękę bruneta, podszedł od tyłu do pijanego i wymierzył mu kopniaka między uda, celując dokładnie w jego narządy. Uderzony zacharczał i ponownie padł twarzą na ziemię.

 -Leż, na ziemi jest twoje miejsce, śmierdzielu.- zimno powiedział blondyn i wrócił do swojego chłopaka. Złapał jego rękę i wyprowadził z zarośli. Poszli wzdłuż linii tramwajowej, kierując się do najbliższego szpitala. Przechodnie patrzyli na nich dziwnie, ale myśli Karola krążyły wokół jego pobitego chłopaka.







*******************************************************************************





13 lipca, godzina 11.46

 Poderwałem się nerwowo z krzesełka przed pokojem zabiegowym, kiedy w drzwiach pojawił się Paweł prowadzony przez lekarza. Na twarzy miał opatrunek z plastra i kawałka gazy.

 Lekarz zmierzył mnie wzrokiem.

 -Jesteś kimś z rodziny?-

 -Nie.- powiedziałem zdecydowanie. -Przyjacielem, jestem odpowiedzialny za niego.-

 -Cóż, nie popisałeś się tym razem odpowiedzialnością.- lekarz był młody, prawdopodobnie stażysta. Jego kpina zabolała mnie, zacisnąłem pięści.

 -Wiem...- powiedziałem cicho, uspokajając się i spuszczając wzrok.

 -Na szczęście nic poważnego się nie stało, tylko niezbyt głębokie uszkodzenie naskórka i lekkie stłuczenie żuchwy. Żebra całe, tylko zostanie siniak.- młody doktor pocieszył mnie, nawet uśmiechnął się lekko.

 -Dziękuję, panie doktorze.-

 -To moja praca.- odpowiedział i dodał, uśmiechając się. -Na przyszłość lepiej pilnuj swojego... przyjaciela.- mrugnął do mnie znacząco.

 Poczułem, że on się domyślił. Że znał nasz sekret. Spojrzałem na niego. Był naprawdę młody, miał koło dwudziestu lat, długie włosy i niewielką bródkę. Patrzył na mnie zielonymi oczami ze zrozumieniem. Nie wiem jak, ale wiedziałem, że on też jest taki jak ja i Paweł. Odruchowo złapałem czarnookiego za rękę.

 Doktor kiwnął głową i już miałem pewność, że wie i że jest taki sam. Podziękowałem mu skinieniem głowy i pociągnąłem Pawła do wyjścia. Poszedł za mną posłusznie, stawiając nogę za nogą.

 Otwierając przeszklone drzwi odwróciłem się. Młody lekarz wciąż patrzył za nami. Kiwnąłem mu na pożegnanie, Paweł zrobił to samo. Uśmiechnął się do nas i założył okulary, które do tej pory trzymał w kieszonce kitla, na piersi. Kiwnął nam ręką i wrócił do swojego gabinetu.

 Wyszliśmy ze szpitala w drgające od upału powietrze.





***************************************************************************





13 lipca, godzina 14.20

 Dawid siedział naprzeciwko Pawła i głośno współczuł mu z powodu odniesionych obrażeń. Cieszyłem się, że mój brat tak lubił czarnowłosego, że dobrze się dogadywali.

 Zostawiłem ich w pokoju a sam wróciłem do przygotowania filetu z kurczaka. W międzyczasie zrobiłem im i sobie kawę.

 Zabrałem się za duszenie pokrojonego i doprawionego mięsa. Z pokoju dobiegł mnie dźwięk gitary klasycznej. Zajrzałem przez drzwi, to Paweł, mimo zmaltretowanej twarzy i żeber, miał siłę, żeby grać.

 Kochałem takie momenty. Czułem się tak rodzinnie, tak jak nie czułem się od lat.

 O moje nogi otarł się kot, wchodząc do pokoju. Powoli podchodził w stronę Pawła, po drodze ocierając się o łydkę Dawida. Dyskretnie wskoczył na łóżko obok mojego pięknego i delikatnie postawił łapkę na jego udzie. Paweł uśmiechnął się i odłożył gitarę, pozwalając kocurowi wejść na swoje nogi i położyć się na nich. Futrzak spojrzał swoimi zielonymi ślepkami na jego poranioną twarz, wspiął się na jego brzuch i wtulił łepek w jego policzek. Mój czarnowłosy książę spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

- Już mi lepiej, nawet kotek mi poprawia humor.-

 -On wie, że coś ci dolega.- powiedziałem, puszczając mu oczko. -Pociesza cię. A przy okazji wkupuje się w twoje łaski, bo niedługo podam kurczaka.-

 Czarnooki zaśmiał się i podrapał futrzanego pieszczocha za uchem. Kocur nadstawił głowę i z rozkoszą rozpoczął koncert swojego mruczenia. Po chwili ułożył się wygodnie na kolanach mojego pięknego i zamknął oczy.

 Wróciłem do kuchni i sprawdziłem stan kurczaka. Był już doskonale miękki, więc dodałem zestaw warzyw i posypałem całość przyprawami. Przykryłem patelnię i znowu poszedłem do pokoju, napić się kawy. Paweł patrzył na mnie swoimi wielkimi, czarnymi oczkami.

 -Do twarzy ci w tym fartuszku.- powiedział żartobliwie.

 -Wiem, dlatego go zakładam, kiedy u mnie jesteś.-

 Złapał mnie za przód fartucha i pociągnął w dół. Zbliżył moją twarz do swoich ust i pocałował mnie czule.

 Dawid odwrócił się dyskretnie, dając nam odrobinę prywatności.

 -Wyczuwam nutkę cynamonu.- mruknął Paweł, przerywając na chwilę pocałunek.

 -Kawa z cynamonem, polecam.- powiedziałem i pocałowałem go namiętnie. Skrzywił się, więc oderwałem się od jego gorących warg i spojrzałem na jego obolałą twarz.

 -Obawiam się, że musimy zrobić przerwę w okazywaniu sobie czułości.- powiedziałem smutno.- Do czasu, kiedy zejdzie ci ta opuchlizna i zagoi się rana.-

 -Będzie trudno wytrzymać.- pociągnął nosem i dotknął mojego policzka.

 -Damy radę.- złapałem jego dłoń i pocałowałem. -Idę zobaczyć, co z kurczakiem. Nie będziemy jedli spalenizny.-

 Ostatni raz pocałowałem jego dłoń i poszedłem do kuchni. Zdjąłem pokrywkę z patelni a po kuchni rozszedł się wspaniały zapach duszonej potrawy i przypraw. Nabrałem na widelec nieco warzyw i mięsa i wziąłem ostrożnie do ust, aby się nie oparzyć. Nie chwaląc się, wyszło znakomicie.

 Przygotowałem talerzyki i kieliszki do wina. W końcu doczekaliśmy się naszego romantycznego obiadu.





*******************************************************************************





13 lipca, godzina 23.27

 Siedziałem na łóżku w dresie, wycierając włosy ręcznikiem. Paweł zmienił mnie pod prysznicem, uznaliśmy, że nie będziemy brać prysznica razem, kiedy młody jest w domu. Nie było potrzeby, by pobudzać jego, i tak już wybujałą wyobraźnię.

 Czarnowłosy wszedł do pokoju, ubrany w mój zapasowy dres, z mokrymi włosami. Dawid spojrzał na niego i powiedział:

 -Kapie ci z włosów.-

 -Tak, wiem.- Paweł trochę się speszył i usiadł koło mnie. Popatrzył na mnie i zapytał:

 -Wysuszysz mi włosy?-

 -Z przyjemnością.- zgodziłem się ochoczo i usiadłem za jego plecami. Używając mojego ręcznika, zacząłem wycierać jego czarne kosmyki. Przyjemność z dotykania jego włosów była niemal erotyczna, dotykałem ich z namaszczeniem, sycąc oczy ich widokiem.

 Oczywiście natychmiast zjawił się kocur, wskoczył Pawłowi na kolana i ułożył się wygodnie. 
 Teraz miałem dwa kociaki, oba śliczne jak z obrazka.

 Włosy mojego cudownego anioła były już niemal suche, ale dalej ich dotykałem, aby przedłużyć przyjemność, jaką sprawiało mi ich głaskanie.

 Dawid zasypiał, patrząc w telewizor. W końcu zamknął oczy i zasnął, co poznałem po spokojnym, równym oddechu.

 Na to tylko czekał mój piękny. Odwrócił się i zaczął przyciągać mnie do siebie, zarzuciwszy mi ręcznik na szyję. Opadł na łóżko i patrzył mi w oczy napalonym wzrokiem.

 Wciąż z ręcznikiem zarzuconym przez Pawła na głowę, pochyliłem się nad nim i pocałowałem w usta. Nawet nie jęknął, chociaż urazy po pobiciu wciąż musiały mu dokuczać. Ale skoro on postanowił grać twardziela, to i ja nie wypadnę ze swej roli. Wcałowałem się w jego namiętne wargi, podgryzając je delikatnie. Jęknął cicho i zarzucił mi ramiona na szyję. Chłonąłem zapach jego czystego, wilgotnego ciała, który był dla mnie najsilniejszym afrodyzjakiem.

 Postanowiłem być bardziej dominujący niż zwykle. Podniosłem się i zacząłem zdejmować mu spodnie. Nie miał pod nimi bokserek, co mnie bardzo ucieszyło. Rzuciłem zdjętą część garderoby na podłogę i rozchyliłem nogi mojego napalonego chłopaka.

 Zagryzł wargi, oczekując dalszego ciągu. A dalszy ciąg nastąpił szybko. Pośliniłem dwa palce prawej dłoni i od razu, bez zbędnych ceregieli wsunąłem je między jego pośladki. Napiął się, oczekując na to, co miało się wydarzyć. Ale zrobiłem to delikatnie, początkowo pieściłem jego zaciśniętą dziurkę, następnie wsunąłem w nią najpierw jeden, potem drugi palec, rozciągając ją delikatnie. Mięśnie mojego ukochanego rozluźniły się, zaczął pojękiwać cicho a jego członek momentalnie napęczniał i uniósł się. Mój sprzęt również był już w pełnej gotowości, więc zdjąłem też i swoje spodnie, uwalniając sterczący, pulsujący narząd. Pochyliłem się i otarłem główką penisa o nawilżone miejsce między pośladkami mojego księcia.

 Jęknął i zmiął dłońmi prześcieradło, na którym spoczywał. Zamknął oczy i czekał.

 Powoli lecz zdecydowanie wtargnąłem w jego ciasny otworek, wydobywając jęk rozkoszy z jego ust.

 Spojrzałem w bok, na Dawida, Spał, odwrócony do nas plecami.

 Wbiłem się w ciało mojego chłopaka do końca, czułem jak moje jądra rozpłaszczają się o jego pośladki. 


 Jęk. Zamknąłem mu usta pocałunkiem. Jego dłonie na moich plecach. Paznokcie wbijające się w ciało. Drżące ciało pode mną. Rozkosz, której nie da się porównać z niczym innym. 
 Zapach potu. Jego piękna, łagodna twarz przed oczami. Mocne pchnięcia. Jego nogi wokół moich bioder. Sterczący członek, ocierający się o mój brzuch. Szybciej. Ukradkowe spojrzenie na brata, śpi, dobrze...

 Przyśpieszyłem, czując, że jestem bliski osiągnięcia szczytu. Zdarłem z niego resztę ubrania, zdjąłem również swoją bluzę. Nadzy, spoceni i rozpaleni do granic. Napięcie mięśni pode mną. 
 Spoglądam w dół, na jego nabrzmiałego penisa. Jest mokry, z główki sączy się na brzuch stróżka spermy. A nawet go nie dotknąłem. Mocniej. Wbijam się coraz mocniej w jego ciasną, wilgotną dziurkę, niemal szczytuję....

 Moje nogi drżą. Czarne włosy na jego twarzy. Rozkosz...

 Wyskoczyłem z niego na sekundę przed wytryskiem. Ledwie dotknąłem swoim członkiem jego, mokrego i nabrzmiałego. Moim ciałem targnął orgazm, łokcie ugięły się, padłem na jego rozpalone ciało. Poczułem, jak moja męskość wyrzuca z siebie ładunki nasienia, pokrywając krocze, jądra i brzuch mojego ukochanego lepką, białą cieczą.

 Jego dłonie obejmują mnie, głaszczą włosy, kark i plecy. Słyszę jego przyśpieszony oddech. 
 Uspokaja się. Całuję jego wspaniałe, rozchylone usta, spijam z nich jego miłość.

 -Kocham cię.- słyszę szept.

 -Kocham cię.- odpowiadam i patrzę w czarne oczy najwspanialszego chłopaka na świecie.

 Jedna, krótka chwila uniesienia, tyle uczucia.

 Kocham go.

 Uwielbiam go.

 Oddam życie za niego.

 Obronię go przed całym światem.

 -Dobrze, że jesteś ze mną...- cichy szept przy moim uchu i pocałunek w szyję.

 Łzy w moich oczach.

 -I nigdy cię nie opuszczę...-


Paulo Coelho

8 komentarzy:

  1. Już nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja czekałam na ten rozdział cieszę się, że wreszcie go dodałeś i jak zwykle jest zajebiście napisany...Masz naprawdę duży talent *zazdrość* Kocham twoje opowiadania <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, tylko chwalić i czekać na dalsze losy bohaterów, muzyka świetna tak w ogóle:D

    Życzę weny:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Bogom, że jesteś, piszesz tak wspaniale! ;_;
    Ragnarok

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    och jak wspaniale napisany rozdział... jest po prostu cudowny.... jak mnie zdenerwował ten pijak, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło.... jak widać Karol bardzo troszczy się o bliskich i nie pozwoli aby stała się im jakaś krzywda...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń