Rozdział 21- Wakacyjne szaleństwa

-Jak sobie to wyobrażasz?- czarnowłosy Dawid nie dawał spokoju swojemu starszemu imiennikowi.
Karol z Pawłem i mamą chorego siedzieli w kafejce na parterze szpitala i pili kawę. Zostawili młodszych chłopców samych, aby mogli porozmawiać.
Młody patrzył w posadzkę i milczał. Leżący w szpitalnym łóżku młodszy chłopiec nie dawał za wygraną.
-Nie wiem, co o tym myśleć.- szepnął. -Zaskoczyłeś mnie tym co zrobiłeś, jak byłem w śpiączce.-
-Przepraszam...- powiedział starszy Dawid, nie odrywając wzroku od szarych płytek na podłodze. -Chciałem ci pomóc, nie myślałem wtedy o tym, co robię.-
-Pomogłeś i jestem ci za to wdzięczny.- przytaknął czarnowłosy. -Ale rozwaliłeś mi tym psychikę.-
-To było głupie, przepraszam...- Starszy chłopiec urwał i zaczął podnosić się z krzesełka, stojącego przy łóżku chorego.
-Nie wychodź.- młodszy złapał go za rękę i nie pozwolił wstać. -Nie mówię, że to było głupie, ale zaskoczyłeś mnie tym.-
-Przepraszam...- zaczął Dawid, ale czarnowłosy przerwał mu.
-Kurwa, przestań przepraszać za coś, co mi się podobało i wybudziło mnie z śpiączki!-
Brat Karola spojrzał na młodszego kolegę i z nadzieją.
-Naprawdę ci się podobało?- zapytał nieśmiało. Drugi Dawid uśmiechnął się do niego i zarumienił.
-To było coś wspaniałego, nigdy nie czułem niczego podobnego...-
-Cieszę się, że...że ci się podobało.- tym razem starszy chłopak zarumienił się i spuścił wzrok. -Gdybyś tylko chciał to powtórzyć, daj znać.-
Czarnooki uśmiechnął się znacząco i powiedział:
-Myślę, że teraz moja kolej, żeby ci się za to zrewanżować.-
Wyciągnął rękę do brata Karola i przyciągnął go do siebie.


***************************************************************************


Wracałem z moim pięknym i mamą Dawida z kawiarenki, znajdującej się w hallu szpitala. Wjechaliśmy windą na oddział, na którym przebywał nasz najmłodszy przyjaciel. Zapukałem do drzwi, z środka odezwały się dwa głosy.
-Chwileczkę!-
Po kilku minutach drzwi otwarły się i wyszedł z nich mój brat, czerwony na twarzy, spocony i tajemniczo uśmiechnięty. Chyba tylko ja to zauważyłem, Paweł i mama Dawida nie zwrócili uwagi na zadowoloną minę młodego. Widząc moje pytające spojrzenie, braciszek zaczerwienił się i trzymając się za krocze pobiegł do łazienki. Mieliśmy już wejść do chorego, kiedy nadszedł lekarz i zawołał jego mamę. Wszedłem do sali z Pawłem. Dawid wyglądał na zadowolonego, miał rumianą skórę i był uśmiechnięty.
-Widzę, że mój brat działa na ciebie jak lekarstwo.- zaśmiałem się, komentując dobrą kondycję zdrowiejącego chłopaka. Czarnooki chłopiec zaczerwienił się i pokiwał głową.
-Tak, pomógł mi bardzo.- przycisnął rękę do krocza i zasłonił dość wyraźne wybrzuszenie, mówiąc te słowa. Spojrzałem zdziwiony na ten gest.
-Jesteś już okazem zdrowia, jak widzę.-
-Czuję się świetnie...- powiedział, wyraźnie zmieszany.
-To nawet rzuca się w oczy.- powiedziałem bez zastanowienia, co wywołało rumieniec na twarzy Dawida. Paweł zachichotał za moimi plecami, również widząc erekcje najmłodszego chłopca.
-Wygląda na to, że Dawidy są bliżsi sobie, niż nam się zdawało.- z rozbawieniem powiedział mój chłopak, podchodząc bliżej. W tym momencie zrozumiałem, co tu się wydarzyło przed chwilą, dla czego obydwa Dawidy były takie zadowolone i zrelaksowane. Przeprosiłem obu czarnowłosych i wyszedłem na korytarz w poszukiwaniu brata. Młody wychodził właśnie z toalety, złapałem go za ramię i zaprowadziłem do windy. Zjechaliśmy na dół i wyszliśmy na parking.
-Młody, co ty wyprawiasz z Dawidem?- wyrzuciłem z siebie. Mój brat przygryzł wargę i wbił wzrok w trawnik pod stopami.
-N-nic...- wydukał, po chwili spojrzał na mnie hardo i powiedział pewnym głosem. -Na pewno nie to, co ty dziś rano z Pawłem!-
Poczułem falę gorąca. Jednak moje wrażenie, że byliśmy obserwowani w czasie uprawiania seksu, było słuszne. Nie wiedziałem co powiedzieć, po krótkim zastanowieniu podjąłem decyzję.
-O podglądaniu pogadamy później. Natomiast jeśli chodzi o Dawida, to mam nadzieję, że wiesz co robisz.-
-Oczywiście, że wiem.- powiedział młody. -Lubię go, nawet bardziej niż myślałem.-
Przytaknąłem i kiwnąłem na brata, wskazując mu szpital. Wróciliśmy do naszego chorego, u którego była już mama. Obydwa Dawidy spojrzały na siebie znacząco i uśmiechnęli się do siebie. Postanowiłem tymczasowo nie drążyć tematu, dać im czas do zastanowienia. To, że ja byłem inny, nie musiało oznaczać, że mój brat ma być taki jak ja. Paweł przyglądał mi się przez chwilę, po czym podszedł do mnie i szepnął:
-Uspokój się.-
Tymczasem mama naszego małego pacjenta wstała z taboretu przy jego łóżku i powiedziała:
-Chłopcy, mam dobre wieści. Już w piątek będę mogła zabrać syna do domu.-
-To wspaniale.- powiedziałem szczerze. Dobrze życzyłem temu smutnemu chłopcu, mimo tego, że denerwowała mnie jego zbytnia zażyłość z moim bratem. Ale patrząc na uśmiech mojego Dawida, darowałem sobie nerwy. Skoro on jest szczęśliwy z tym chłopcem, to czemu mam się tym przejmować? W głębi duszy chciałem, żeby obaj byli szczęśliwi, więc postanowiłem nie ingerować w ich stosunki. Uśmiechnąłem się do obu Dawidów i powiedziałem:
-Może zaprosimy Dawida do nas, jak poczuje się lepiej? Pogramy razem, tak jak kiedyś.-
-Tak, Dawid, musisz do nas przyjść!- rozpromienił się młody. Byłem szczęśliwy, widząc jego szczęście. Pozostała nam tylko rozmowa na temat podglądania, kiedy tylko wrócimy do domu.


****************************************************************************


Była niedziela wieczór. Wyglądałem przez okno, patrząc ja Dawid odprowadza swojego czarnowłosego przyjaciela na autobus. Chłopiec tydzień wcześniej wyszedł ze szpitala i czuł się już na tyle dobrze, żeby złożyć nam wizytę. Nie wiedziałem, jak wygląda sprawa z jego ojczymem, ale nie chciałem być nadmiernie ciekawski i nie dopytywałem o to. Druga sprawa, nie chciałem psuć dobrego nastroju obu chłopców, zadając nieprzyjemne pytania o nieprzyjemne sprawy. Brakowało mi Pawła, którego mama wróciła już do domu i zabrała swoją pociechę przed przyjazdem najmłodszego Dawida.
Oderwałem się od okna, kiedy brat z przyjacielem zniknęli za rogiem ulicy. Poszedłem do kuchni, włączyłem czajnik i nasypałem kawę do kubka. Pociągnąłem nosem, wdychając pobudzający aromat zmielonych ziarenek. Bez pospiechu wróciłem do pokoju i uruchomiłem komputer. Odpaliłem Winampa i puściłem cicho muzykę. 

Wracając do kuchni, gdzie właśnie wzywał mnie wyjący na cały blok czajnik, myślałem o Dawidach. Obaj są bardzo młodzi, ale dzieciństwo maja zdecydowanie za sobą. Obaj doświadczyli wielu złych rzeczy, co widać było w ich oczach. I obaj zasługiwali na szczęście, któremu postanowiłem nie stawać na drodze. W gruncie rzeczy nadal nie wiedziałem, czy to co ich łączy to zwykła sympatia, czy też coś poważniejszego. Ale cokolwiek by to nie było, postanowiłem ich w tym wspierać.
Zalałem kawę i posłodziłem parujący, ciemny napar w kubku. Sięgnąłem do lodówki po zimne mleko i tak wyposażony, wróciłem do pokoju, zasiadając przed komputerem. Dolewając mleko do kawy, usłyszałem klucz w zamku drzwi wejściowych. To młody wracał po odprowadzeniu swojego czarnookiego kolegi. Zobaczyłem jego uśmiechniętą twarz, kiedy wszedł do pokoju.
-Jak tam, Dawid już pojechał?-
Młody kiwnął głową i usiadł naprzeciwko mnie, po drugiej stronie stołu.
-Pojechał...- powiedział cicho i po chwili dodał. -Karol, chcę ci coś powiedzieć, to ważne.-
-Mów śmiało, wiesz, że ze mną możesz pogadać o wszystkim.- zachęciłem go. Spojrzał na mnie swoimi szarymi oczyma i westchnął cicho.
-Myślę...- zaczął. -myślę, że jestem taki jak ty.-
Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się.
-To zrozumiałe, w końcu jesteśmy braćmi.-
-Ale miałem na myśli, że...- zawahał się. -...że tak jak ty, wolę chłopaków...-
-Na jakiej podstawie to wywnioskowałeś?-
-Podoba mi się Dawid.-
-Cóż, jest ładnym chłopakiem.- powiedziałem. -Ma delikatne, dziewczęce rysy twarzy, pewnie dlatego ci się podoba.-
-Nie chodzi mi tylko o cechy zewnętrzne.- pokręcił głową. -Podoba mi się w nim wszystko, to jak mówi, jak poprawia włosy, jak siedzi, kiedy gra na gitarze...dosłownie wszystko.-
-Masz piętnaście lat.- starałem się jakoś wyjaśnić tę jego fascynację młodszym kolegą. -W tym wieku zdarza się, że zauroczymy się w kimś tej samej płci, ale nie musi to od razu oznaczać, że jesteś gejem.-
-Ja nie wiem, kim albo czym jestem.- niemal mi przerwał, dowodząc swoich racji. -Wiem tylko, że to jest coś więcej niż zwykłe zauroczenie.-
-Mogę powiedzieć tylko tyle.- wzruszyłem ramionami. -Z mojej strony nie mam nic przeciwko temu, cieszę się, że wybrałeś tego chłopca. Natomiast muszę cię ostrzec, że życie takich ludzi jak ja, Paweł i, być może i wy, nie jest łatwe. Ukrywanie swojej orientacji nie jest łatwe.-
-Mam w dupie ukrywanie się.- oburzył się Dawid. -Kocham go i nie mam zamiaru tego ukrywać.-
-Niestety, obawiam się, że kochanie kogoś tej samej płci nie jest takie proste, jak się wydaje.-
-Nie wiem, na ten moment wiem tylko, że go kocham.- powiedział cicho młody i spojrzał mi w oczy. -O ukrywanie się będę się martwił, jak będzie taka potrzeba.-
Pokiwałem głową i podsunąłem mu swój kubek z kawą.
-Masz, napij się braterskiej kawy, masz we mnie zawsze wsparcie, niezależnie od tego, co będzie.-
Uśmiechnął się do mnie i upił mały łyk napoju. Oddał mi kubek i patrzył jak piję.
-Wiesz, brat.- powiedział po chwili. - Jednak łączy nas coś więcej, niż tylko braterstwo. Jesteśmy tacy sami. Ale cieszę się, że tak jest.-
-Alleluja.- zakończyłem dość smutnym tonem. -I amen.-
Uścisnęliśmy się a kiedy usiedliśmy ponownie na swoich miejscach, powiedziałem:
-Wiesz co, odwlekałem naszą rozmowę o podglądaniu, ale po namyśle postanowiłem ci ją darować. Tylko nie rób tego więcej, bo wtedy już nie daruję ci tak jak tym razem.-
Dawid uśmiechnął się szeroko, ale jednocześnie zaczerwienił.
-Obiecuję, że już nie będę was podglądał.- wstał i podszedł do drzwi. -A przynajmniej postaram się to robić bardziej dyskretnie.-
Zachichotał i zniknął za ramą drzwi, cudem unikając trafienia rzuconą przeze mnie poduszką.


******************************************************************************


Naciskałem mocno pedały roweru, zerkając co chwile do tyłu, na próbującego mnie dogonić Pawła. Choć bardzo się starał i teoretycznie miał lepszy rower, nie mógł mnie wyprzedzić, a nawet zrównać się ze mną. Po około dwudziestu kilometrach zauważyłem, że mój piękny zaczyna zostawać w tyle. Mimo dzielącej nas odległości kilku metrów, widziałem wysiłek na jego twarzy i rozwiane pędem włosy. Zwolniłem i wjechałem na polną dróżkę, prowadzącą w okolice jego domu. Dobrze zestrojone amortyzatory roweru gładko wybierały nierówności piaszczystej nawierzchni. Przestałem pedałować, wtedy Paweł zrównał się ze mną i mogłem zobaczyć jego zroszone potem czoło i szybko poruszającą się klatkę piersiową. Chyba trochę przesadziłem z tempem, nie biorąc pod uwagę panującego upału i nieco słabszej kondycji mojego chłopaka. Ale moje zastane mięśnie błagały o trochę wysiłku, więc nie mogłem im go odmówić. Skutek tego był taki, że niemal wykończyłem wysiłkiem swojego ukochanego.
-Zatrzymajmy się.- powiedziałem i zahamowałem. Paweł również zatrzymał rower i zsiadł z siodełka. Widziałem jak bardzo jest zmęczony, z trudem oddychał a jego twarz była czerwona z wysiłku i pokryta potem. Koszulka na piersi i brzuchu, cała mokra, przykleiła się do jego ciała.
-Przepraszam, że tak ostro pocisnąłem.-
-Nie szkodzi.- wydyszał, odrzucając z twarzy zlepione potem włosy. -Przyda mi się trochę wysiłku.-
-Podejdźmy do sadu nad rzeką, odpoczniemy trochę.- zaproponowałem. Mój piękny kiwnął swoja śliczną główką i zeszliśmy z drogi w wysoką do kolan trawę. Wkrótce dotarliśmy nad rzekę, otoczoną owocowymi drzewami. Sad nie miał właściciela, nie znajdował się na czyimś polu i nikt o niego nie dbał. Skutkiem tego większość drzew zdziczała i rodziła małe, niezbyt smaczne owoce. Ale całe otoczenie wraz z rzeką, tworzyło bardzo uroczy zakątek, niemal stworzony do odpoczynku na świeżym powietrzu. Oparliśmy rowery o drzewo i usiedliśmy w miękkiej trawie. Paweł oddychał ciężko z otwartymi ustami, łapiąc oddech.
-Wypiłbym teraz całą rzekę.- jęknął i wystawił język. Przyznam, że nie pomyślałem i zapomniałem o zabraniu picia w bidonach. Teraz mój książę cierpiał przez moje zapominalstwo, a ja nie wiedziałem, jak ugasić jego pragnienie. Ze złością spojrzałem w górę i nagle doznałem olśnienia. Wstałem z trawy i zacząłem wdrapywać się na drzewo, pod którym siedzieliśmy. Paweł obserwował moje mizerne wysiłki dostania się na gałąź. Nie miałem w tym wprawy, ale jakoś udało mi się wejść powyżej dwóch metrów nad ziemię. Sięgnąłem ręką po soczyste, czerwone czereśnie, rosnące gęsto w całej koronie drzewa. Zarwałem dwie, złączone jedną łodyżką i rzuciłem je mojemu kociakowi. Zjadł je, wypluł pestki i ponownie spojrzał na mnie, a w jego oczach była wdzięczność.
-Nie musiałeś się dla mnie wdrapywać na drzewo.-
-Jak mógłbym pozwolić, żeby mój chłopak cierpiał z powodu pragnienia.-
Uśmiechnął się do mnie i powiedział:
-Dziękuję, myszko.-
-Dla ciebie wszystko, kochanie.- odpowiedziałem i sięgnąłem po kolejne owoce. Paweł wstał i otrzepał spodenki z trawy i piasku.
-Idę do ciebie.- powiedział i zanim zdążyłem coś wydusić, już siedział na gałęzi nieco poniżej mnie. Wybałuszyłem na niego oczy, podziwiając jego spryt przy wspinaniu się na pień drzewa. Tymczasem on spokojnie położył się na swojej gałęzi i uśmiechnął do mnie triumfalnie.
-Tak się wchodzi na drzewa, jakbyś nie wiedział.-
-Wow, niezły jesteś.- powiedziałem z uznaniem. -Gdzie się tego nauczyłeś?-
-Od kilku lat mieszkam na wsi.- wzruszył ramionami. -Nabyłem kilka przydatnych umiejętności, w tym także tę, którą zademonstrowałem.-
-Mam bardzo utalentowanego chłopaka.- puściłem mu całusa i podałem zerwane wcześniej czereśnie.
-Każdy z nas ma jakiś talent.- powiedział Paweł i uśmiechnął się do mnie zalotnie. -Ja potrafię się wspinać na drzewa. Twój to muzyka i to, co posiadasz w spodniach.-
-To drugie to raczej atrybut a nie talent, prawdopodobnie odziedziczony po jakimś przodku.- zaśmiałem się i poprawiłem na gałęzi, której szorstka kora boleśnie drapała moje uda. Była na szczęście dość szeroka, więc przyjąłem wygodną, leżącą pozycję
.
-Czeresienkę?- zapytałem, zrywając kolejny czerwony owoc. Mój piękny uśmiechnął się zadziornie i nie okazując najmniejszych oznak zmęczenia, jakie widać było po nim jeszcze chwile temu, stanął na swojej gałęzi zwinnie niczym akrobata. Jego głowa znalazła się na poziomie mojej.
-Wolałbym zobaczyć ten twój atrybut, skoro już o nim wspomniałeś.- mruknął zalotnie. -Może wspólnymi siłami dojdziemy, po kim odziedziczyłeś jego nadnaturalną wielkość.-
-Nie jest nadnaturalna, po prostu proporcjonalna do wielkości reszty ciała.- powiedziałem z uśmiechem i poczułem jego dłoń na udzie. Jego smukłe palce wsunęły się w nogawkę moich spodenek.
-Kocie, czy mi się wydawało...- zapytałem ironicznie. -...czy przed chwilą zdradzałeś oznaki stanu przedzawałowego po naszej wycieczce?-
-Cóż znaczy moje zmęczenie w porównaniu do twojego atrybutu, który jest tez twoim atutem.- powiedział i przesunął dłoń nieco wyżej pod nogawką, niemal docierając do celu. Jego palce łaskotały mnie, więc złapałem go za nadgarstek, zatrzymując jego dłoń, która prawie dotykała mojego przyrodzenia.
-Kocie, wolałbym najpierw wziąć prysznic, jestem spocony...tam.- wyjaśniłem. -I nie tylko tam, wszędzie jestem spocony.-
-Mnie to nie przeszkadza.- delikatnie odsunął moją dłoń i podjął przesuwanie swojej w zadanym wcześniej kierunku. Poczułem jego palce, które dotknęły moich jąder. Drugą ręką sięgnął do rozporka moich spodenek i rozpiął suwak.
-Chcę zobaczyć teraz ten twój atut, atrybut, czy cokolwiek to jest.- powiedział podnieconym głosem. -Pragnę go.-
Sięgnął ręką do moich rozpiętych spodenek i wydobył mojego członka, jeszcze w stanie spoczynku, ale powiększającego się w oczach.
-Pozwolisz?- zapytał i ujął mojego penisa w dłoń, obciągając palcami napletek i odsłaniając pęczniejący żołądź. Kiwnąłem głową, nie mając wyjścia. Jego pełne wargi objęły mojego członka a języczek zaczął drażnić główkę. Jęknąłem głośno i zgryzłem dolną wargę, czując dreszcz przyjemności. Paweł wyciągnął mojego już sztywnego członka z ust i mlasnął.
-Nawet spocony smakuje dobrze.- powiedział i zdecydowanym ruchem odsłonił główkę penisa, po czym wessał go mocno i głęboko. Poczułem rozkosz, kumulującą się w żołędzi członka, westchnąłem głośno i wplotłem dłonie w włosy mojego pięknego. Jego usta mocno uciskały moją męskość, ssały ja coraz intensywniej, co wprawiało moje mięśnie w samoistne skurcze i drgania. Dłoń w nogawce moich spodenek pieściła moje jądra. Przyjemność była coraz silniejsza, czułem, że za chwilę eksploduje wielką falą w moim ciele. Paweł nie ustawał w wysiłkach, aby doprowadzić do końca to co zaczął.
W końcu nie byłem w stanie powstrzymać orgazmu, rozkosz skupiła się w moim nabrzmiałym penisie i rozlała falą po całym ciele, wygiąłem plecy w łuk i poczułem jak sperma została wtryśnięta w usta mojego ukochanego. Zakaszlał i zakrztusił się, zraszając moje krocze i spodenki kropelkami nasienia.
Nagle usłyszałem trzask pękającego drzewa, gałąź na której spoczywałem złamała się a ja runąłem w dół. Zobaczyłem przerażone oczy Pawła i jego wyciągniętą rękę, próbującą mnie złapać. Poczułem jej chwyt na ramieniu i szarpnięcie. Następnie było uderzenie w ziemię porośniętą trawą i kolejne uderzenie, kiedy bezwładny Paweł spadł ze swojej gałęzi prosto na mnie. Na szczęście moje kościste ciało zamortyzowało upadek. Z drzewa posypało się na nas stado spadających czereśni, zostawiając czerwone plamki na naszych ubraniach. Nieco zmaltretowani, zmęczeni i upaprani sokiem z owoców, spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
-Zrywajmy się stąd.- powiedziałem, łapiąc oddech i zapinając spodenki. -To był piękny upadek.-
-Tak.- przytaknął mój piękny, z trudem opanowując śmiech. -Musimy to kiedyś powtórzyć.-
Wstaliśmy i doprowadziliśmy nasze ubrania do jako takiego wyglądu. Byłem wdzięczny za plamy po czereśniach, gdyż zamaskowały rozpryśnięte krople spermy na moich spodenkach. Jeszcze raz spojrzeliśmy na siebie i parsknęliśmy śmiechem. Przyciągnąłem Pawła do siebie i pocałowałem go w te jego cudowne usta, które smakowały czereśniami.
-Dziękuję, kochanie.- powiedziałem, odrywając się do jego warg. -Jedźmy się przebrać.-
Podnieśliśmy rowery i ruszyliśmy do domu mojego księcia.

11 komentarzy:

  1. bardzo fajny rozdzialik, ale mam też małe zastrzeżenia znaczy bije w oczy powtarzane "dwa Dawidy, obydwa Dawidy" miast tego mógłbyś dać obydwaj chłopcy, imiennicy etc..., też ciągłe powtarzanie Dawid też mógłbyś zamienić na inne wyrazy mówiące o chłopcu, którego masz na myśli, a tak poza tym bardzo dobrze napisana druga część z wycieczką rowerową i ciekawy pomysł z tą scenką na drzewie :D (nie muszę sobie wyobrażać tego co opisałeś, bo kiedyś sam zrobiłem coś podobnego z kolega z tym, że to była chyba wiśnia:P)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie potrafie oderwac sie od czytania Twojego blogu.. Ciesze sie, ze zrealizowales swoje marzenia, tesknie jakos karol...
    -Kuba
    Nie wydaje mi sie, zeby jeszcze mnie pamietal..ale ja nigdy ciebie nie zapomne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że Cię pamiętam. Napisz do mnie na gg,chyba masz jeszcze numer. Pisz nawet jak jestem niewidoczny, bo zwykle jestem niewidoczny.

      Usuń
  3. Problem w tym, że nie posiadam Twojego numeru gadu, w ogóle z tego co pamiętam.. to nie chciałeś utrzymać kontaktu.
    K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi się podoba to opowiadanie ale żeby Autor nie spoczął na laurach, powiem że czegoś mi brakuje, Mianowicie jakiegoś punktu kulminacyjnego czy celu opowiadania. No dobrze, bohaterowie sobie żyją, spotykają, kochają się, jednym słowem sielanka przypominająca Modę na sukces. Mnie zaczyna to szczerze mówiąc nudzić, wiem że pomyślicie teraz 'to po co czytasz jak nudne?' Otóż czytam z nadzieją że coś może wydarzyć się ciekawego i że powiem 'Kurczę, pomyliłem się'. Mam nadzieję, drogi Autorze, że rozumiesz co mam na myśli? Także powodzenia i weny życzę. Pozdrawiam, Mateo91

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następny rozdział? XD Ja chcem nowy.. T^T Już się nie mogę doczekać. :3
    // Jeff

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że w każdym komentarzu wytykam Ci błędy, ale ostatnio wspominałeś, że w blogu używasz polskich znaków, a tu kilku brakuje. Zjadłeś jedną literke ja(k) Dawidy. Poza tym rozdział świetny. Męczy mnie tylko to jak zareaguje ojciec Dawida gdy pozna jego orientacje. :( Napoczątku myślałem też, że spadając zrobią sobie krzywde i będą musieli się tłumaczyć. Moge życzyć ci tylko weny i oby tak dalej. Dominik Ps: Czemu wcześniej nie zauważyłem, że tu jest druga część? Pps: Czy mówiłem, źe to jest świetne?

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    rozdział bardzo fajny, ciekawy... och oba Davidy maja się ku sobie, kibicuję im aby wszystko się udało między nimi.... akcja na polance och boska.... jak dobrze, że nic poważniejszego się nie stało im jak zlecieli z tego drzewa....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam kilka zastrzeżen. Jednym z nich są błędy interpunkcyjne. Kiedy piszesz dialog, nie stawiasz kropki przed myślnikiem
    "-Tak.- przytaknął mój piękny, z trudem opanowując śmiech. -Musimy to kiedyś powtórzyć.-" Kropke stawiasz dopiero po zdaniu po myślniku. Kiedy konczysz wypowiedź jednej osoby, stawiasz myślnik na koncu, to jest błąd. Tak, jak jedna osoba powiedziała, używaj wyrażen np. "Dwaj chłopcy" zamiast "Dwa Dawidy", za często używasz tego samego słowa, spróbuj zastosować jakieś synonimy. na razie z mojej strony tyle, wiem, że już jesteś kilka rozdziałów wprzód, ale dopiero zauważyłam na poprzednim blogu, że zrobiłeś nowego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zauważyłem ten błąd jakiś czas temu, ale teraz już nie mam ochoty tego poprawiać, za dużo roboty. I raczej będę go popełniał dalej, jestem konsekwentny w błędnym pisaniu dialogów ;) Podobnie jak myślnik na końcu dialogu, też nie jest potrzebny, ale stawiam go, bo tak wydaje mi się właściwie. Krótko mówiąc, this is my style. :D

      Usuń